Forum www.rpgzastep.fora.pl Strona Główna www.rpgzastep.fora.pl
Forum zastępu "RPG" 16 KDH
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kampania rozpoczęta w Immurar 15 Mirtula roku Kotła 1378 RD
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpgzastep.fora.pl Strona Główna -> Archiwum / Sesje A.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:04, 19 Mar 2010    Temat postu:

Kompani

Postaci:
Wrona: Wrona

Po drugiej stronie wrót ujrzeli znajomą twarz Marina, była uśmiechnięta lecz w tym uśmiechu co uważniejsi mogliby dostrzec nutę ironii, spokojnym głosem wyrażającym znikome oznaki entuzjazmu poinformował ich co się z nimi działo przez ostatnie pięć lat, i że mimo tak długiej nieobecności cały czas aktywnie ich poszukiwał. "bohaterowie" nie chcieli uwierzyć w tak szybki upływ lat, jak wczoraj pamiętali przecież potyczkę ze skumami czy grimlokami, spojrzeli po sobie... zarost i zniszczone ubrania potwierdzały słowa maga, choć nadal wydawały się nieprawdopodobne.
Za ratunek Marin zażądał od drużyny by odzyskała i dostarczyła mu rzeczy zrabowanych ze świątyni podczas najazdu orków i goblinów na te ziemie cztery lata temu. Roth nie chciał oddawać ich magowi lecz po krótkiej dyskusji poddał się prośbom (a raczej groźbom) maga. Marin wymagał szybkiego załatwienia sprawy, wyposażył ich w niezbędny ekwipunek i obiecał wynagrodzić za pomyślnie wykonaną misję, dyskusje Lantiana mocno ograniczyły obiecane wcześniej wynagrodzenie. Alkar trzymał się z boku nie chcąc mieć nic wspólnego z magiem, nie czuł się też zobowiązany do pomocy w tej misji, podobnie uważała Emlin tym bardziej że być może straciła zbyt wiele czasu by jeszcze podążyć tropem brata. wybierając łatwiejszą z dwóch dróg Alkar podążył jej śladem.
Pozostali wyruszyli rankiem następnego dnia, nie oglądając się na Larofar, z tej odległości mogli stwierdzić jedynie że miasteczko się nieco rozrosło i wzmocniło swe linie obronne.
Mapa którą dostali precyzyjnie opisywała drogę do doliny gdzie miały się znajdować goblińskie plemiona będące w posiadaniu przedmiotów ze świątyni. Drugiego dnia podróży z lasu wybiegła w ich kierunku mała postać, niziołcza kobieta której Twarz zdradzała przerażenie (mimo iż bardzo starała się tego nie okazywać). Nim zdążyli zapytać wskazała im kierunek z którego przybiegła a do ich uszu dobiegł niknący szczęk żelaza.
Dotarłszy na miejsce nizołka zaczęła przeszukiwać zmasakrowane zwłoki swych niegdysiejszych towarzyszy z beznamiętną miną, pozbawiwszy ich kosztowności które umknęły uwadze orków, przedstawiła się, opisała pułapkę w jaką wpadli i zaoferowała swoje towarzystwo. Roth nie był tak sprawny w tropieniu jak Alkar ale jego umiejętności wystarczyły by potwierdzić słowa Wrony o zasadzce, wiedział też że w czwórkę nie podołają tak silnemu oddziałowi. Savitur stwierdziła że dwóch orków z oddziału jest rannych w tym jeden najpewniej śmiertelnie, Lantian chciał ich ścigać lecz rozsądek Savitur i Rotha szybko wybił mu te plany z głowy (choć w głębi duszy Roth czuł że powinien pomścić śmierć wojowników którzy oddali życie w walce z orkami).
Ścieżka którą podążyły orki biegła w innym kierunku niż zaplanowany przez nich, co uspokoiło ich nerwy i przyśpieszyło tempo marszu.
wieczorem mijając jeden ze strumieni Savitur zauważyła że woda jest zabarwiona na ciemno czerwony odcień, Lantian poszedł zbadać sprawę a za nim ruszyła Wrona, oczom zaklinacza ukazał się stos orczych ciał, z których do strumyka spływała posoka, Lantain w swej chciwości zapragnął przeszukać truchła, jego ręka sięgając w stronę najbliższego orka została ugryziona przez sporej wielkości szczura, gdyby nie pomoc Wrony Lantian zostałby prawdopodobnie zagryziony, Odebrał już drugą lekcję o nieopłacalności chciwości lecz na rozumek Zaklinacza to wciąż za mało. rany ja jego nogach wkrótce zaczęły ropieć a nierówny teren i kamienista ścieżka dodatkowo utrudniały poruszanie się. Po trzech dniach dotarli na wzgórze z którego widać było trzy, umieszczone centralnie pośrodku doliny Legowiska goblinów - To był ich Cel!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:31, 24 Mar 2010    Temat postu:

Wartość bojowa

żwawo zeszli w dół doliny prowadzeni przez Rotha przepełnionego poczuciem misji i wiarą tak wielką że dodawała mu niemal boskiej wytrwałości, tak krzepiący widok utrzymał się jedynie do momentu napotkania pierwszego przeciwnika, gobliny patrolujące okolicy sprawiły że cała drużyna schroniła się w zaroślach. Przeczekali aż patrol przejdzie, i wysłali mową towarzyszkę na zwiady, ścieżka rozdzielała się prowadząc do północnego i centralnego wzgórza, odbili na lewo kierując się na północ, tym razem również spotkali patrol goblinów ale tym razem składał się z zaledwie trzech marnie wyglądających pokurczów. "Bohaterowie" zastosowali ulubioną zasadę swych przeciwników - atakować z przewagą liczebną. Tak też czworo kompanów zmiotło przeciwników nim krew zdążyła zabulgotać w ich poderżniętych wargach a mózgi wypłynęły nim zdążyli z nich skorzystać.
Na warcie przed wejściem do jaskini na północy stało dwóch goblinów zajmujących się raczej rozmową niż pilnowaniem okolicy toteż bez większej ostrożności drużyna zdecydowała się na atak frontalny (choć tak naprawdę został on wymuszony dziarskim wystąpieniem Lantiana na czoło formacji). dwóch wartowników nie było wielkim wyzwaniem lecz nim zdążyli się nacieszyć zwycięstwem z góry spadły na nich trzy strzały a z wewnątrz jaskini doszły ich odgłosy nadbiegających przeciwników. Roth zsunął się ze skarpy pragnąć wciągnąć przeciwników do lasu, nie uzgodnił jednak swej decyzji z resztą, Savitur wdała się w walkę dystansową z strzelcami a Wrona osłaniała jej pozycje przed nadciągającymi goblinami, Lantian zsunął się z drugiej strony skarpy pragnąć siać zniszczenie magicznymi pociskami z daleka, jednak szybko zmienił decyzję gdy za jego plecami pojawiła się trójka goblinów (wracający patrol), wspiął się z powrotem na górę wprost pod dwa gotowe na jego przybycie miecze. Szczęśliwym trafem nie odrąbały mu rąk, z drugiej strony wdrapywał się już Roth, Wrona dobrze sobie radziła nabijając jednego goblina po drugim na swój rapier a Savitur przekonywała się że powinna spędzić nad treningiem strzeleckim znacznie więcej czasu.
Walka zakończyła się zwycięstwem drużyny, Savitur była ciężko ranna a i Rothowi się dostało, żałowali że nie ma przy ich boku Emlin i Alkara którzy znacznie lepiej radzili sobie z walką wręcz niż oni.
nie było czasu na odpoczynek, ze środka jaskini słychać było krok marszowy, ktoś był w stanie zorganizować gobliny w jeden oddział - to musiał być poważny przeciwnik, chwilę później zaprosił ich do środka lecz drużyna miała nieco większy intelekt niż przeciętny goblin toteż skryła się za pobliskimi drzewami. Po kilku chwilach z jaskini wyszły dwa gobliny i trzy hobgobliny, do walki stanął Roth i Wrona, Savitur stała za nimi wykorzystując skromne zasoby magii leczącej. Mnich przekonał się że nie warto nie mając żadnej broni blokować ciosów przeciwnika oraz że miecz (nawet tak parszywej roboty jak goblińska) może rozciąć jego pięść na pół. wyszedł z walki żyw lecz na krawędzi życia.
Nie byli silni, nie byli nawet przeciętni, byli słabi- musieli to przed sobą przyznać. wyczerpani oddalili się od wzgórza.
Idąc przez las ziemia zapadła się pod nimi, byli w głębokim dole nad którym wkrótce ujrzeli groty włóczni.
Czy to miał być ich koniec??


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Zakafein dnia Śro 22:35, 24 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:52, 31 Mar 2010    Temat postu:

Zarodek Zła

Możliwe że to właśnie wtedy Roth zaczął wątpić w przychylność Tota, od tego momentu jego czyny coraz bardziej odbiegały od domeny jego bóstwa.
Poddali się, upokorzeni szli w eskorcie goblinów i hobgoblinów w stronę centralnego wzgórza gdzie czekało na nich jeszcze więcej podobnych stworzeń, stali pośrodku kręgu czekając na egzekucję, naprzeciw nim wyszedł niepozorny goblin którego wszystkie kreatury dookoła obwołały wodzem (przeczyło się to z powszechnym twierdzeniem o kulcie siły wśród żółtoskórych). Chuderlawy goblin obdarzony parszywym uśmiechem,zaproponował drużynie pracę dla niego, odmowa przyjęcia tej propozycji została zobrazowana stosem ludzkich kości ułożonych nieopodal. Czuli się podle, ale nie mieli innego wyjścia chcąc zachować życie, zgodzili się. Goblin wiedział na czym polegała ich misja, mieli odzyskać przedmioty świątynne, potwierdził on przypuszczenia iż mają je tutejsze plemiona, przyznał się też że sam posiada część z tego łupu, w zamian za unicestwienie pozostałych dwóch plemion obiecał oddać swoją cześć.
"bohaterowie" odeszli z życiem ale w niesławie.... paktować z goblinami??? - taką decyzję niechętnie podjąłby nawet ork, a w tej sytuacji?- pół-elf, assimar, człowiek i niziołek zgodzili się bez negocjacji...
poszli daleko w las dając sobie dwa dni na uleczenie ran. dowiedzieli się że w okolicy zamieszkuje grupa gigantów i że lepiej nie wchodzić na ich teren. Roth wykorzystał tę informacje sprzecznie z dogmatem swego boga. obmyślił plan, zły plan jak wykorzystać ich do swoich celów...
Wrona Lantian miał ściągnąć na wzgórza bandę gigantów podczas gdy sam Roth miał wywabić dwa plemiona na zewnątrz by nie mieli jak uciec, chciał by wyzabijali się nawzajem, a sam miałby wejść do pustych jaskiń i oczyścić je z bogactw. Plan powiódł się dzięki niesubordynacji Wrony która nie mogąc doczekać się na Lantiana pognała na ziemie olbrzymów.
wróciła szybciej od zaklinacza, niosąc jagnię które przeraźliwie beczało, wkrótce wraz z przybyciem Lantiana ziemia zaczęła drżeć, znad drzew widać było sylwetki potężnych cielsk, podążających w ich kierunku...
Roth kazał wronie natychmiast iść w kierunku jaskiń goblinów, pojedynek z gigantami był ostatnią rzeczą w której chciał uczestniczyć, plan nie wypalił w takiej skali w jakiej zamierzał Roth ale był z siebie dumny patrząc jak maczugi gigantów miażdżą całe zastępy goblinów....
Olbrzymy odeszły gdy całe zbocze było już splamione krwią,
Drużyna była gotowa do splądrowania korytarzy......


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:25, 12 Kwi 2010    Temat postu:

Jaskinie

Główne wejście do pieczar zawaliło się po jednym z ciosów giganta, musieli znaleźć inny sposób na dostanie się do wewnątrz, przypomnieli sobie o łucznikach ostrzeliwujących ich z góry, tam musiały być inne wejścia. niezgrabnie zaczęli się wspinać, najpierw Wrona, potem Savitur, nieco później Lantian. Co do Rotha musiało upłynąć wiele czasu i zadrapań nim wreszcie wczołgał się na górę. Rozejrzeli się, znaleźli jeszcze dwa gobliny które próbowały stawiać opór (niedługo potem ich truchła zostały nawozem dla trawy).
Na górę wdrapała się grupka goblinów jako obiecane wsparcie dla drużyny, niewątpliwe zostali zrekrutowani z najgorszych wojowników spośród całego dostępnego stada. Drużyna wolała ich nie używać do walki, a jedynie jako zabezpieczenie jednego z dwóch znalezionych wejść do jaskiń.
Weszli do drugiego, Roth prowadził za nim szła Savitur, Wrona a na końcu Lantian. Korytarz opadał pod dużym kątem w dół. Savitur zauważyła na jego końcu dziwnie wyglądającego goblina, mimo bardzo słabego światła zauważyła że jego skóra jest niebieska.....
Będąc zdumioną jego wyglądem nie zauważyła że goblin jest już w środku inkantacji, zgromadzona przez niego moc oświetliła podłoże, Wrona, Savitur i Roth zdołali utrzymać się na nogach kurczowo trzymając się ścian, Lantian wylądował na tyłku, i pomimo prób pochwycenia szat kompanów zsunął się na dół, na końcu korytarza była dziura w podłożu w którą wpadł, drużyna usłyszała głośny plusk, a potem głuchą ciszę, Zawołali maga raz i drugi, nie dostali odpowiedzi, za trzecim zawołaniem usłyszeli goblinie wrzaski, a zaraz potem błagania Lantiana by go stąd wyciągnąć, Mag zaczął wdrapywać się po drabince na górę a zaraz za nim czerada goblinów. Gdy pierwsze trzy goblinie trupy padły spowrotem skąd przylazły, drabina na górę została zniszczona a przeciwnicy usunęli się z pola widzenia.
Kontynuowali podróż korytarzem w którym zniknął podejrzany niebiesko-skóry goblin.... wkrótce dotarli do rozdroża, jedna ścieżka szła na wprost, druga ostro w prawo. Rozdzielili się, Savitur z Lantianem poszli w prawo, a Wrona z Rothem w lewo. prawa odnoga zaprowadziła ich do drugiego wejścia do kompleksu i tylko beznadziejność goblinich wojowników ustrzegła Lantiana przed stratą głowy. Ściany drogi na wprost wkrótce przeszły z naturalnych w obrobione (ku zdumieniu zarówno Wrony jak i Rotha - kto to widział żeby gobliny umiały obrabiać kamień). Roth zastanawiał się czy to możliwe by kiedyś w tych wzgórzach mieszkały krasnoludy, natomiast Wrona wzmożyła czujność. Jej wyciągnięta rączka zatrzymała Rotha przed wejściem w pułapkę, sprytna łotrzyca nie potrafiła jej rozbroić więc postanowiła ją uruchomić by nikt nie wszedł w nią "przypadkiem". ich oczom ukazał się dół pełen stalowych kolców ustawionych na sztorc. Wrona przedostała się na drugą stronę by zobaczyć co znajduje się za załomem korytarza, nie doszła jednak do końca, zawróciła gdy tylko usłyszała goblińskie sapanie, musieli już na nich czekać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:45, 19 Kwi 2010    Temat postu:

Czy to możliwe?

Wabiona przeczuciem czy po prostu żądzą przygody zerknęła za załom, zobaczyła że korytarz rozszerza się a dalszą drogę zasłania kotara... nie ujarzała żadnego przeciwnika ale była pewna ich obecności za kurtyną.
Wróciła do rozwidlenia w tym samym czasie co Lantian i Savitur wraz z oddziałem goblinów, wrzeszczące pokraki uniemożliwiły atak z zaskoczenia, Roth mając jakieś mierne pojęcie o taktyce nakazał szybki atak, kolejne Gobliny przeskakiwały nad pułapką a między nimi Lantian i Wrona pragnący dołączyć do walki która zaczęła się rozgrywać w wąskim korytarzu nie pozwalając na wykazanie się kogokolwiek z drużyny. następny w kolejce do skoku był Roth, był pewny umiejętności które trenował przez lata, w godzinie próby zawiodło go jednak jego własne ciało, potknął się tuż przy krawędzi pułapki lądując na kolcach, które na szczęście ominęły ważne organy, Sawitur krzyknęła z przerażenia sądząc że straciła krajanina z Mulhorandu. Zeszła, na dół, mnich z trudem oddychał a z jego ust ciekła krew, znalazła w sobie dość siły by go zdjąć z kolców i zacząć leczyć rany, otwory ziejące w korpusie Rotha zasklepiły się ale ciało nie doszło jeszcze do pełnej sprawności. mimo to odważny mnich ruszył by wspomóc oddział goblinów. W tym samym czasie walka przeniosła się już do szerszej części korytarza, a Lantain zużywał coraz więcej ze swej mocy, siły wydawały się wyrównane ale nadal nie wiedzieli co znajduje się za kotarą...
Gdy wreszcie Rtoh i Savitur dogramolili się do towarzyszy było już po walce w tej części kompleksu, co było sporą zasługą Wrony, zapanowała cisza przerwana jedynie niziołczym chichotem wyrażającym radość z widoku skrzyni ze skarbami. po szybkim przegrupowaniu wdarli się za kurtynę, czwórką "bohaterów" i cztery pozostałe przy życiu gobliny.
przeciwnicy po tej stronie już na pierwszy rzut oka wydawali się mocniejsi od tych których zostawili za sobą.
Gobliny bardzo szybko odpadły z walki, Savitur znów używała swojego buzdyganu z zabójczą precyzją, Wrona robiła szaszłyki z każdego przeciwnika a Roth który rzucił się na herszta nieomal przeszedł obok muru dusz gdy najpierw został powalony ciosem miecza a potem szaman próbował wyssać jego siły życiowe.
Zwyciężyli!! Mimo przewagi wroga Zwyciężyli!!! zabrali skrzynię przepatrzywszy wcześniej jej zawartość jak i ekwipunek przeciwników, i obładowani do granic swoich możliwości ruszyli w drogę powrotną do Larofar....
Mijali te same miejsca wzdłuż których szli w tamtą stronę, po trzech dniach przywitał ich znajomy widok wieży Marina.
Zgodnie z umową mogli zatrzymać wszystko co nie należało do świątyni, by spłacić jednak dług wobec Marina musieli przynieść wszystkie zrabowane przedmioty a te które przynieśli stanowiły jedynie część.
Roth i Savitur nalegali by zanieść przedmioty bezpośrednio do świątyni i ulegli dopiero gdy Marin przyrzekł je tam zanieść.
Odpoczęli i wyleczyli rany, nie śpieszno im było powrócić do wzgórz tym bardziej że druga pieczara wyglądała na potężniejszą.
Wyleczeni wyszli na główny trakt na którym spotkali dawnego towarzysza....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:59, 02 Maj 2010    Temat postu:

Więzienie

To był Alkar, widok tropiciela ucieszył drużynę która potrzebowała jego umiejętności (i ochrony). Podobno Emlin znalazła zaginionego brata w Omszałym Kamieniu, nie było to zbyt wiarygodne ale przyjęli go bez dalszych pytań.
Wchodząc do Larofar czuli na sobie wiele spojrzeń i żadne z nich nie wydawało się przyjazne, Roth wraz z Savitur udali się do świątyni podczas gdy Wrona, Lantian i Alkar do karczmy gdzie łowca opowiadał o swoich krótkich przygodach i jeszcze krótszej nauce łucznictwa, zaklinacz odwdzięczył mu się streszczeniem ich przygód które przyćmiły dokonania tropiciela. Zamówili jadła, napitku i prowiantu na kilka dni wprzód także dla pary która poszła do świątyni. mnich i kapłanka wkrótce do nich dołączyli po czym każde z nich rozeszło się po mieścinie, Wrona na kradzież, Alkar na zwiad, Sawitur na modły, Roth by cieszyć się światem, a Lantian został i pił...
Wieczorem spotkali się znowu i zamówili pokoje, słońce chyliło się ku zachodowi, a księżyc wstał przedwcześnie, była pełnia! szmery na dole uświadomiły im że coś jest nie tak, jednak gdy zeszli na dół wszystko wyglądało normalnie, choć nie do końca.... w karczmie zostali tylko Ci którzy byli spici w trzy albo nawet cztery krowie zady. Roth z Alkarem wyjrzeli na zewnątrz, po dróżkach pierzchały ogromne szczury, nieświadomi zagrożenia zaatakowali, pięści Rotha nie radziły sobie z grubym futrem natomiast oręż Alkara ciął wszystko perfekcyjnie, mnich postanowił że musi nabyć jakąś broń, Dwa szczury poległy szybko ale wokół zgromadziła się ich z dziesiątka, Karczma nie była bezpiecznym miejscem, musieli się przebić do świątyni. Drużyna dzielnie wyruszyła przez ciemne uliczki jednak grupa szczurów odcięła im drogę przed samą bramą. pewni zwycięstwa stanęli do walki...
To nie były zwykłe ani nawet niezwykle duże szczury, gdy ze szczurzej postaci zaczęły się zmieniać w obrzydliwą hybrydę człowieka i szczura "bohaterowie" uświadomi sobie że to były likantropy.
walka nie była prosta i tym razem nie chodziło już o zwycięstwo lecz o przebicie się do bramy, Roth i Wrona po kilku nieudanych atakach musieli się skupić na unikaniu ciosów przeciwników, ścieżkę torował Alkar, a Savitur szła na końcu bojąc się czarować by nie sprowokować bestii do ataku. Wrota świątynne uchyliły się na tyle by mogli przez nie przejść, kolejno Alkar, Roth, Wrona, Lantian i Savitur, nim jednak zdołali je spowrotem zamknąć dwaj zmiennokształtni wpadli do środka i to właśnie jeden z nich ugryzł kapłankę....
Wewnątrz murów Shaundakula czuli się bezpiecznie a kapłani pomogli im zagoić rany (łowca przyjął na siebie dwa ciosy mieczem). Dowiedzieli się wszystkiego o przerażających istotach a Savitur umieszczono w oddzielnym pomieszczeniu, zabrano broń i wszystkie inne rzeczy. Roth został na straży gdyż czuł się winny całemu zajściu. dla niego i Savitur noc była niespokojna, mnich musiał wysłuchiwać jak bestia w którą przemieniła się jego towarzyszka, a być może coś więcej niż towarzyszka, próbowała się wydostać z zaryglowanego pomieszczenia.
Rankiem zaglądnął do środka, kapłanka była wyczerpana, na skórze widać jeszcze było kępki futra, a paznokcie nadal były pożółkłe i wydłużone, zapłakał nad jej losem, przysięgając ja chronić. Starszy kapłan wkrótce zawitał do jej drzwi oferując pomoc, powiedział że tylko od jej silnej woli zależy czy uda mu się przełamać ciążącą nad nią klątwę, pierwszej i drugiej nocy to się nie udało dopiero w trzecią determinacja Savitur okazała się wystarczająca, Tymczasem choroba dręcząca Lantiana zaczynała poważnie zagrażać jego życiu, mimo wysiłków młodszych kapłanów nie udało się jej uleczyć a jedynie trochę spowolnić, w bibliotece trwały poszukiwania zwoju który mógłby w jakiś sposób pomóc drużynie. Wrona na dzień opuszczała świątynie by wieczorem wracać obładowana złotem, Alkar zaś ryzykował robiąc krótkie wypady i szukając dla siebie pojedynczych ofiar. Byli uwięzieni a z każdym dniem więzy wokół świątyni stawały się coraz ciaśniejsze....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:53, 02 Maj 2010    Temat postu:

Podział

Postaci:
Maczug: Enialis Tan

W bibliotece doszukano się zwoju teleportacji, to była szansa dla Lantiana którego dusza już niemalże opuściła. Zaklinacz z trudem poruszał się o własnych siłach toteż nie mogli go puścić samego Roth i Savitur sprzeczali się które z nich powinno wyruszyć wraz z chorym, padło na Rotha. Gdy zaklęcie dobiegło końca obserwujące wydarzenie Wrona i Savitur usłyszeli krzyk bibliotekarza "znalazłem!!", gdy dobiegł na miejsce okazało się że trzyma w ręku zwój który mógł uleczyć Lantiana, lecz jego już nie było, z opisu zaklęcia wynikało jednak że może ono również posłużyć do usunięcia klątwy z Alkara który został ugryziony podczas jednego ze swoich wypadów co też niezwłocznie uczyniono.
Przez trzy dni nieobecności mnicha i zaklinacza Savitur został wtajemniczona w plan opuszczenia świątyni przez kapłanów, na ścianach rozmieszczano glify, pakowano najcenniejsze rzeczy, a w nocy drugiego dnia odprawiono przepiękny rytuał dzięki któremu kapłani wznieśli się ku niebu na małych obłoczkach, wyglądali niczym ich bóg na wizerunkach umieszczonych niemal w każdej komnacie świątyni, w przeciągu kilku mrugnięć oka widać było już tylko punkty na nieboskłonie. Kapłanka miała misję, nie może dopuścić by tak podłe kreatury dostały się w mury świątyni i splugawiły święte miejsce, jej zadanie poległo na uruchomieniu glifów gdy likantropy wedrą się do środka. Alkar mimo ostrzeżeń kontynuował swoje wypady i znów został zarażony, nie mając więcej zwojów zdecydował się udać do Marina, może tak wielki mag mógłby mu pomóc... wyruszył nie napotykając żadnego przeciwnika, Marin niechętnie dał mu dwa amulety zabezpieczające przed przemianą, nie był jednak kapłanem i nie mógł uleczyć tropiciela z tej przypadłości. Tropiciel wracał spiesznie do Larofar gdyż zaczynało zmierzchać a szczury były wtedy bardzo aktywne, nie dalej jak kilometr od palisady miasteczka dwa szczury zagrodziły mu drogę, pragnął uciekać ale bił się już z nimi nie raz podczas swoich wypadów i wiedział że te pomioty są od niego szybsze, podjął bohaterską walkę......
Tymczasem Roth i Lantian po teleportowaniu się do Immurar udali się do świątyni Chauntea'i, pomniejszy kapłan który ich przyjął skierował ich do ogrodu na lewo od wejścia gdzie wyższy kapłan pielęgnował jabłoń, zorientował się o co chodzi i wycenił na oko swą usługę, Roth próbował się tłumaczyć że są biedni lecz jedno spojrzenie kapłana na bogaty magiczny ekwipunek Laniana sprawiło że tłumaczenia mnicha wydały się wielkim kłamstwem. Zaklinacz za nic nie chciał się rozstawać ze swoim wysadzanym klejnotami sztyletem nawet za cenę własnego życia ale Rothowi udało się przemówić mu w końcu do rozumu. kapłan kazał poczekać mnichowi w ogrodzie. Wkrótce wrócił z Zaklinaczem po którym nie było widać śladu choroby, Lantian żądał zwrotu choć części wartości sztyletu lecz stan w którym się znajdował wymagał użycia potężniejszych czarów niż kapłanowi wydawało się po oględzinach, 4000 sztuk złota zostało w kufrach świątynnych....
Rozdzielili się, Roth udał się do świątyni Tyra a Lantian na ulice Immurar, wykonał kilka prostych sztuczek lecz nie wywarło to na przechodniach większego wrażenia, spróbował jeszcze raz ale reakcji publiki się nie spodziewał, w jego stronę poleciały pomidory, zgniłe jabłka i kapusta, do końca pobytu w Immurar musiał się ukrywać przed rozszalałym tłumem, Mnich natomiast udał się najpierw do ratusza aby powiadomić o zagrożeniu gdzie został zlekceważony, podobnie jak i w większości domów do których się udał, jego ostatnią nadzieją była gildia czarodziejów ale tam również nic nie wskórał nie mając czym zapłacić za usługi. W świątyni Tyra obiecano mu pomóc jeśli uda mu się schwytać osoby odpowiedzialne za tą plagę, przedstawiono mu też profile dwójki podejrzanych. Kapłan poczekał aż mnich znajdzie Lantiana po czym wezwał do świątyni maga który miał ich teleportować do Larofar.... Widać że świątynia oszczędzała na usługach gdyż zaklęcie spowodowało że obaj podróżnicy mocno odczuli skutki tej podróży, wylądowali tuż przed bramą do świątyni Shaundakula ale..... rozejrzeli się, to nie było to miejsce, Roth poczuł ból w piersi i splunął krwią, Lantian wziął go pod ramię i zaniósł do świątyni, jego gwałtowne stukanie sprawiło że bramę otworzył kapłan z bardzo srogą miną na której zaraz wyrysowała się troska gdy spojrzał na sponiewieranego mnicha, zgodnie z przykazaniem swego boga udzielił mu pierwszej pomocy lecząc obrażenia wewnętrzne swą magią. Z późniejszej rozmowy wynikło że znajdują się w Wielkiej Dolinie "zaledwie" 1000 km od rodzinnego kraju Rotha Mulhorandu...
Kapłan zaprowadził ich do maga który mógł im pomóc jednak zorientowawszy się w głębokości (a raczej płytkości) ich kieszeni chciał im odmówić jednak za sumę którą zaproponowali wyznaczył jednego z adeptów tutejszej wieży do realizacji zlecenia, do sali wszedł ubrany w czerwone szaty mag, Roth wiedział że to zwiastuje jedynie kłopoty, czerwone szaty w całym regionie oznaczały jedynie strach i spustoszenie, ignorancki zaklinacz cieszył się jednak z możliwości szybkiego powrotu nie zdając sobie sprawy z pochodzenia jegomościa.
Nowicjusz rzucił zaklęcie a ich ciała zaczęły przemierzać Faerun, by w mgnieniu oka znaleźć się...... w lesie!!
Roth miał już dość magów, zaczął uznawać ich za jakiś wynalazek piekieł który panoszy się na ziemi, toteż gdy wezbrała w nim złość i chęć uderzenia Lantiana naszyjnik zareagował uwalniając ładunek elektryczny i mocno parząc mnicha w szyję, stało się to po raz drugi gdy nieposłuszny upomnieniu mnich uderzył zaklinacza. po tej krótkiej zwadzie Roth rozejrzał się dookoła zauważył znajome wzgórza i wyznaczył kierunek marszu. Półtorej dnia zajęło im dotarcie do Immurar, skąd chcieli jak najszybciej udać się do Larofar, Lantian użył magii by zmienić swój wygląd i pozostać nierozpoznanym przez tłum który mógł jeszcze pamiętać jego ostatni występ, Roth bardzo szybko udał się do kapłana Tyra z "reklamacją" w zamian za ponowne opłacenie jego podróży Kapłan wyrył na piersi mnich symbol który miał mu zapewnić że Roth nie spocznie dopóki nie złapie przestępców, niezauważone przez mnicha zostało to że naszyjnik nieco wyblakł po rzuceniu zaklęcia...
Ponownie posłano po maga który tym razem nie pomylił się i wysłał Rotha Lanitaina i ich nowego Towarzysza prosto przed bramę świątyni....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:44, 06 Maj 2010    Temat postu:

Profanacja

Okolica wydała się wyjątkowo spokojna lecz mnich wiedział że w każdej chwili może się tu pojawić mnóstwo obrzydliwych, pół-szczurzych postaci. Weszli do środka gdzie Savitur natychmiast zapoznała ich z planem...
Każdego dnia zastępy szczurołaków zbliżały się do murów i każdego dnia drużyna ryzykowała podejmując akcje zaczepne z pojedynczymi jednostkami. Po dwóch dniach, gdy magia ochronna zaczęła słabnąć a likantropy sforsowały zewnętrzny mur, zaprzestali jakichkolwiek działań. Badali świątynię w poszukiwaniu pomocnych zwojów czy broni, skarbiec dzięki zwinnym palcom Wrony stanął przed nimi otworem, Lantian i Wrona brali złoto, reszta tylko rzeczy które mogły się przydać w bitwie.
Oczekiwali, wrota świątynne zaczynały powoli ulegać rozszalałym bestiom, kolejne fragmenty drewna ustępowały przed pazurami, zębami i mieczami. Dnia czwartego wrota zostały wyłamane, do środka dostało się czterech likantropów, Roth z Savitur dawali im chwilowy odpór pragnąc by jak najwięcej stworów dostało się do środka w momencie wybuchu... Gdy mnich został zraniony mieczem zarządził odwrót, puścili się biegiem przez korytarze w stronę piwniczki a za nimi pościg. Wrona wskoczyła najpierw, potem Lantian i Enialis, Roth puścił Savitur przodem sam podejmując się zadania zamknięcia klapy, Szczurołaki były już blisko, jego próba została powstrzymana, słychać było jak inne stwory zaczynają plądrować komnaty, nie mogli sobie pozwolić na dalsze opóźnienia wkrótce zjawią się tu dziesiątki tych stworzeń. Lantian poraził jednego przeciwnika magią, Roth próbował ogłuszyć drugiego, ale mimo nieudanej próby zdezorientował go na tyle że mógł zamknąć klapę.
W momencie zetknięcia się metalowej pokrywy z kamienną podłogą nastąpiła przerażająca eksplozja... Wiedzieli że ze świątyni ani z przeciwników wiele nie zostało...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:46, 13 Maj 2010    Temat postu:

Przeklęcie

Nie chcieli wychodzić z bezpiecznej kryjówki, nie zdawali sobie nawet sprawy że prędzej czy później powietrze w piwniczce się wyczerpie i zginą w sposób dla bohaterów niegodny - z własnej głupoty!! Wrona zaczęła coś podejrzewać gdy wszyscy dookoła stali się senni a jej własny oddech spowolnił i stał się głębszy, weszła na drabinkę i spróbowała podnieść klapę która nie chciała nawet drgnąć, poprosiła Rotha o pomoc, mnich niechętnie wyszedł po grubych drutach wmurowanych w ściankę które zgięły się pod nim gdy naprężył wszystkie swoje mięśnie by unieść wieko, zdołał jedynie dopuścić niewielką ilość powietrza która omiotła jego twarz.
Otwarcie, a właściwie uchylenie pokrywy na tyle by dało się wyczołgać z pułapki jaką niechybnie stała się piwniczka wymagało pomocy zarówno Savitur jak i Lantiana, na początku wyszła Wrona zaraz później Enialis, Savitur była kolejną której się udało, gdy Lantian wypełzał Rothowi z trudem przychodziło utrzymanie ciężaru mimo pomocy Savitur z góry, zaklinacz wierząc że mnich i kapłanka sobie poradzą zostawił ich samych, jednak by się wydostać mnich musiał puścić klapę i się wyczołgać, to było za wiele dla Savitur, ciężar głazu który leżał na klapie nieomal spowodował przecięcie Rotha na pół. Svitur musiała sama zająć się rannym i wyciągnąć go z uścisku gdyż nieopodal Enialis zainteresował się dużą skrzynią leżącą bez opieki, jakież było jego zdziwienie gdy został uderzony łapą która wynurzyła się ze skrzyni. Mag znał te stworzenia ze swych studiów, mimik- kreatura która potrafiła zmieniać kształty a jeść lubiła zwłaszcza nieostrożnych poszukiwaczy przygód.
Magia sprawiała że ten stwór wydzielał z siebie lepki płyn, który skutecznie pochwycił Enialisa, próbował rzucić jakieś zaklęcie ale każda próba kończyła się na bolesnym uderzeniu o glebę, Z pomocą przybiegła Wrona kłując potwora dotkliwie, użyteczność Lantiana mogłaby równie dobrze sprowadzić się do samej obserwacji zjawiska, lecz to właśnie dzięki niemu Enialis został uwolniony, na w pół martwy wylądował pod kamieniem kilka metrów dalej. potwór został pokonany zanim Roth i Savitur mogli dołączyć do bitwy. Sam mnich zauważył inną rzecz która przykuła jego uwagę i która nawiedziła jego myśli, jakiś głos kazał mu iść w miejsce które niegdyś byłoby salą modlitewną, znalazł tam lewitujący jakiś metr nad ziemią kryształ który zdawał się do niego przemawiać. uchwycił go w ręce i poczuł jak przebiega przez niego dziwna energia, jego przytępiony umysł nagle rozjaśniał, poczuł że może kształtować świat tak jak robią to magowie.... ale nie będzie potrzebował do tego jakiś tak sztuczek zrobi to samą swoją wolą!
Obserwujący to towarzysze od razu zauważyli dziwne zachowanie mnicha, twierdził że klejnot mówi a nawet sam z nim rozmawiał, w oczach Savitur widać było jedynie żal, jak nisko ten którego niegdyś podziwiała mógł jeszcze upaść....
W końcu otrząsnęli się z szoku i niedawnej potyczki, rozejrzeli się dookoła, wszędzie było widać resztki świątyni, wielkie bloki kamienia, mniejsze głazy i pył. spojrzeli w kierunku miasteczka, Więcej niż połowy już nie było.....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:03, 14 Maj 2010    Temat postu:

Pożoga Północy

Postaci:
Zak: Royk

Roth którego już wszyscy ogłosili szalonym, zerwał się na nogi i poprowadził nie mniej zwariowaną drużynę w stronę miasta, długo nie czekali na kłopoty, bitwa i zwycięstwo, powrót na ruiny uleczenie i kolejna bitwa... ogniste kule które rzucał Enialis były najpotężniejszą bronią całej drużyny, w końcu mogli poczuć się silni oprócz Wrony której rapier nie dawał sobie rady z przebijaniem magicznie zmutowanych skór likantropów, podczas ostatniego wypadu nawet złamała ostrze. dlatego została wśród ruin gdy Svitur zmęczona potyczkami udała się na drzemkę gdy dwaj wariaci, mag i mnich, zapragnęli więcej krwi. Gdy powrócili a właściwie Enialis powrócił pomagając iść Rothowi którego całe plecy były zwęglone, nie musiał nic mówić by Savitur, Lantian i Wrona wiedzieli co się stało, mag robił się niebezpieczny nawet dla nich...
mnich nie wysiedział długo na miejscu, uleczony pognał spowrotem w stronę miasta, tym razem pod osłoną cieni pojawiających się przy zachodzącym słońcu. Savitur niepokoiła się o niego bardzo gdy nie wracał, stało się to dopiero nad ranem... nie opowiadał o tym że został pochwycony ale powiedział że wie gdzie są poszukiwani przez nich sprawcy tej zarazy - w dawnym domu burmistrza.
około południa podczas okrążania miasteczka, napotkali na kapłana, symbol zdradzał że służył Chauntea'i, przedstawił się jako Royk. Rozpoznał on Rotha jako osobę która przyniosła wieści o zarazie do Immurar, okazało się że został wysłany by zbadać te przesłanki a jeszcze bardziej tajemniczy wybuch. O obu kapłan dowiedział się dość szybko ale te niezwykłe zeznania drużyny wymagały potwierdzenia, postanowił dołączyć się do drużyny dopóki nie oczyści tej mieściny z plugastwa.
Już po kilku minutach względnie bezpiecznego przeszukiwania miasta wpadli w pułapkę, po raz kolejny nieoceniona okazała się pomoc Enialisa, który zgodnie z żywiołem którym władał najlepiej zaczął nazywać się "pożogą północy", Savitur i Lantian zostali ciężko ranni a nadbiegające z każdej strony szczurze zastępy zmuszały do odwrotu, by kupić sobie czas Enialis podpalił domostwa, dzieki temu prostemu fortelowi udało im się wymknąć bez straty w ludziach. Nie byli już bezpieczni na wolnej przestrzeni, musieli znaleźć schronienie i zregenerować siły i czary. Nalegał na to szczególnie Enialis pragnący osobiście poznać Marina...
Doszli pod wieżę, Lantian z szyderczym uśmiechem zaproponował magowi by ten wszedł do środka pierwszy, potomek czerwonych czarnoksiężników wiedział jednak że do domu maga nie wchodzi się nieproszonym i odwzajemnił parszywy uśmiech zaklinacza.
do środka zaprosił ich uczeń, pokazał pokoje i obiecał poinformować mistrza o przybyciu gości gdy tylko skończy swoje eksperymenty.
Gdy Marin do nich zszedł Enialis wziął go na stronę przedstawiając się i sugerując że ma bardzo cenną wiadomość, już samo pochodzenie Enialisa sprawiło że stał się obiektem zainteresowania. Gdy wrócili do reszty Enialis głośno oznajmił że chce walczyć z Marinem.....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:21, 17 Maj 2010    Temat postu:

Nowy pupilek

Marin wybuchnął śmiechem ale spodobał mu się odwaga (a może głupota) Enialisa. Usilne żądania Enialisa sprawiły że zgodził się by młody czerwony mag pojedynkował się z jego uczniem G'uitem. Ustalono że pojedynek odbędzie się następnego dnia tak by obie strony mogły się doń przygotować. Wrona i Lantian chętnie zerwali się na nogi z samego rana by obserwować przygotowania Enialisa do konfrontacji, na sali pojedynkowej dołączył do nich Royk. Savitur przekonana że to jest tylko bezsensowna prezentacja głupiej męskiej pychy odmówiła udziału w przedstawieniu.
Na balkon na którym zgromadziła się drużyna wszedł Marin, na dole po przeciwnych stronach sali stali już Enialis i G'uit. Zbliżyli się do siebie na wyciągnięcie ręki, z góry padały słowa Marina dotyczące warunków pojedynku podczas gdy wokół oponentów rosła już sfera ledwo dostrzegalnej biało-niebieskiej energii. skończyła się rozrastać osiągnąwszy jakieś 30m średnicy. Magowie oddalili się od siebie, zatrzymując się o kilka metrów od krawędzi sfery, od teraz mieli ustalone 20 sekund na rzucenie na siebie czarów ochronnych, po tym czasie odwrócili się w swoja stronę a pojedynek się rozpoczął, Enialis uprzedził zaklęcie przeciwnika, kilka magicznych pocisków zostało pochłoniętych jednak przez przedmiot na szyi G'uita, w odpowiedzi kilka z wirujących do tej pory nad jego głową kul pomknęło w stronę jednego z lustrzanych odbić Enialisa. równocześnie widmowa dłoń zaczeła się doń zbliżać. Enialis tym razem postanowił rozproszyć zagrożenie jednak zaklęcie ucznia Marina oparło się tej próbie, odpowiedzią G'uita było rozproszenie najlepszej ochrony czerwonego maga - jego odbić. Enialis nie czuł się już bezpiecznie, postanowił użyć swojej ulubionej i najpotężniejszej broni - kula ognia pomknęła w stronę przeciwnika jednak płomienie zostały powstrzymane przez sferę mocy, który mag rozpoznał jako klosz niewrażliwości, już wiedział że jego przeciwnik jest od niego nie dość że potężniejszy to jeszcze bardziej doświadczony, widmowa dłoń dosięgnie go już w najbliższych 5 - 6 sekundach, wiedział że musi grać na czas ale nie miał już dokąd uciekać, kulisty kształt sfery nie pozwalał mu na oddalenie się na wystarczającą odległość od dłoni, a wyjście z niej oznaczało porażkę, mając nadzieję że przetrzyma atak rzucił byle jaki czar sprawdzając czy ochrona G'uita była nadal aktywna - BYŁA!!. Uczeń, rzucił nekromantyczny czar który od razu został przekazany na dłoń, jej dotyk był zimny, umysł funkcjonował normalnie ale ciało odmówiło Enialisowi jakiegokolwiek posłuszeństwa, widział jak G'uit się do niego zbliża i po prostu popycha, bezwładne ciało upadło poza sferą, Przegrał, On, "Pożoga północy".... przysiągł sobie że kiedyś spróbuje ponownie.... wtedy gdy będzie silniejszy. Póki co musiał wyjawić rodowe tajemnice, przysiągł także że odzyska kolczugę którą Marin podarował niejakiemu Alkarowi o którym wyrażał się dość nieprzyjemnie, ale jakby z szacunkiem...
Lantian który dość mocno uprzykrzał się magowi został pozbawiony mowy a nawet wylądował przez chwilę na suficie, w geście dobroci dla zwierząt mowa został mu przywrócona gdy wszyscy opuszczali wieżę następnego dnia, mieli misję do wykonania każdy inną ale wszystkich prowadziła do jednego celu - Larofar!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:24, 07 Cze 2010    Temat postu:

Szaleństwo

Wrócili na miejsce zniszczenia popołudniem skąd zrobili jeszcze jeden wypad, wpadli w pułapkę przygotowaną przez szczurołaków, wyrwali się z otoczenia i o resztkach sił uciekli nim przybyły posiłki, postanowili nie uczestniczyć więcej w otwartych bitwach, zgodnie z nową taktyką Roth wyruszył wieczorem na przeszpiegi do miasta, ponownie został pochwycony i tym razem "czarownica" postarała się by mnich nie wymknął się jej tak łatwo, przykuty do łańcuchów był torturowany a za swoje obelgi pod adresem "wiedźmy" przepłacił swoją męskością, jedynym pocieszeniem była dla niego rozmowa z kamieniem a właściwie psi-kryształem o mocy znacznie większej niż mógł się spodziewać. Widząc upokorzenie swojego pana klejnot postanowił go opuścić po tym jak szalejący mnich zaczął uwalniać swą moc na strażniku. Noc samotności dłużyła się Rothowi straszliwie, gdy weszła jego stręczycielka wskazała mu na buteleczki stojące nieopodal niego, podała mu kolejną z nich a umysł mnich doznał nieopisanych rozkoszy, Adeptka uzależniła go od narkotyku po czym uwolniła rankiem wiedząc że wróci do swoich towarzyszy kazała go śledzić, nieświadomy niczego mnich zaprowadził oddział 12 szczurołaków wprost do drużyny. ogniste kule nie były wystarczająco skuteczne w takiej sytuacji, Enialis musiał ranoć swych towarzyszy by samemu przeżyć, Savitur szybko została pozbawiona przytomności, po czym została ugryziona co Roth dostrzegł ale wyładowując swą złość na likantropach zapomniał o tym. Royk który po walce był w najlepszym stanie ze wszystkich uleczył towarzyszy zaczynając od Savitur. postanowili zwalczyć źródło zarazy nim skończą czyszczenie miasta, ruszyli w stronę świątyni. już podczas pierwszej nocy zachowanie i stan zdrowia mnicha były podejrzane, trawiony narkotycznym głodem tracił zmysły i zdrowie. drugiego dnia spotkali uciekającego przed dwoma likantropami człowieka, uratowali go a jednego z napastników Royk ocalił przed resztą drużyny i wyleczył z klątwy. Najwyraźniej niepotrzebnie ponieważ ten bezustannie próbował się wyrwać z sideł, nie był też pomocny w informowaniu, przeciwieństwem był człowiek który uciekał, okazało się że był młynarzem w pobliskiej do Larofar osadzie rolniczej skąd wyłapano ludzi i uwięziono ich w świątyni by służyli za obiekt do polowań.
Savitur zauważyła swą ranę po szczurze i poprosiła Royka o wyleczenie, co też natychmiast uczynił, Enialis zaczął studiować magię by samemu wpisać się do annałów magii, chciał ja poznać i stworzyć nowe zaklęcia, stać się sławny. Lantian ewidentnie pogardzał takie oddanie się książkom, chwaląc się swoimi mocami.
Ranek następnego dnia przyniósł dwa rozczarowania, były likantrop uciekł, młynarz zmarł a Rotha nie było w zasięgu wzroku, ślady dość wyraźnie wskazywały że wrócił w kierunku Larofar. Nie mając większego wyjścia ruszyli za nim. Wkraczając do osady zauważyli pokraczną ludzką sylwetkę biegnącą w oszalałym tempie w ich stronę, jęczała coś w niezrozumiałym dialekcie i okazywała oznaki agresji. Dwa płonące pociski które wystrzeliły z dłoni Enialisa zamieniły tą niegodziwą istotę w płonącą kupkę mięsa (ech... gdyby wiedzieli że to ich towarzysz, potwornie przemieniony przez narastający nałóg i kontrolowany przez wiedźmę). ruszyli w kierunku ratusza, było niewiele po południu gdy weszli na rynek po którym wolno poruszały się pojedyncze sylwetki, patrzyły na nich spod kapturów lecz nie zaatakowały pozwalając drużynie przejść do budynku, na parterze wyeliminowali grupkę 3 szczurołaków po czym weszli na piętro. w wielkiej sali ujrzeli wszystkie poszukiwane istoty: wiedźmę, szczurołaka w kolczudze o której odzyskanie prosił Marin oraz drugiego likantropa wyglądającego na dowódcę wszystkich tych pokracznych stworzeń, nim padły pierwsze słowa Enialis wystrzelił kulę ognia......


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:00, 21 Cze 2010    Temat postu:

Oczyszczenie

poparzony szczurołak i wiedźma wybiegli przez drzwi z tyłu sali. Alkar (jeśli można było go jeszcze nazwać tym imieniem) był chroniony przez zielonkawą aurę która widocznie zaabsorbowała energię kuli powieważ nie było śladów poparzeń na jego futrze. gdy drużyna weszła do sali by jak najszybciej okrążyć i pokonać przeciwnika ze strychu przez klapy na suficie zeskoczyło jeszcze czterech szczurzych wojowników. Enialisowi pozostała tylko jedna kula ognia którą pragnął zachować do samego końca, wspierał więc Lantiana używając pomniejszych zaklęć, Savitur i Royk mieli pełne ręce roboty z jednej strony broniąc się przed atakami a z drugiej lecząc towarzyszy. Wrona bardzo dobrze sprawiała się w roli odwracającej uwagę, jej niemagiczne ostrze nie robiło krzywdy likantropom ale i one nie mogły trafić w zwinną niziołkę. Szczurołaki zaczęły wygrywać, spychały drużynę w stronę wyjścia a magiczna kolczuga Alkara pochłaniała niemal wszystkie ciosy weń wymierzone. to był odpowiedni moment na użycie kuli ognia - broni która mogła przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę, jednak w zasięgu rażenia była Wrona która ciężko ranna osunęła się na podłogę. musiał wybierać między jej życiem a własnym a może i Savitur, Royka i Lantiana. prosta kalkulacja kazała mu poświęcić niziołkę by mogli przeżyć, nie było w tej decyzji miejsca na moralne dylematy musiał zabić by mógł żyć. wola ognia dodatkowa wypaczyła jego moralność nie dając jej dojść do głosu. ODPALIŁ!! Na nogach utrzymał się Alkar i drugi szczurołak ale ogień wypalił w nim także wolę walki i nadzieję na wygraną, powalił go pierwszy cios Royka. Morale drużyny nagle wzrosło ale dwa szalone sejmitary wciąż cięły powietrze wokół nich rozpryskując krew. Rzucili się nań wszyscy na raz przytrzymując jego ręce i nogi. szarpiący się likantrop nie chciał się poddać podobnie jak Royk nie chciał zabić istoty która w głębi mogła być dobra, zmuszony przez resztę uczynił to co musiał, buława opadła na pierś Alkara raz i drugi pozbawiając go oddechu i życia. Enialis beznamiętnie zdjął kolczugę z trupa, wziął także jego pas z miksturami oraz koronę która opadła z głowy szczurołaka zaraz po śmierci, nie pogardził także mieszkiem złota. Savitur i Royk byli zbyt zajęci leczeniem by zwrócić uwagę na ten czyn, Lantian zorientowawszy się w rabunku chciał doń dołączyć ale spóźnił się nieznacznie. Royk pełen entuzjazmu wybiegł na balkon gdzie zauważył linę i ślady ucieczki wiedźmy, jego myśli zaprzątał teraz jednak obraz uwolnienia miasteczka od klątwy, wykrzyknął: "Mieszkańcy Larofar, przepędziliśmy waszych oprawców, przyjdźcie tutaj a zdejmę z was tę okrutną klątwę", jego twarz promieniała gdy wypowiadał te słowa a napełniła trwogą pozostałych członków drużyny, (chce tu sprowadzić te wszystkie likantorpy po tym jak ledwo przeżyliśmy walkę? - musi być szaleńcem), ich obawy nie sprawdziły się jednak, ludzie przychodzili nieśmiało i pojedynczo uzyskując pomoc i zachowując się niespodziewanie spokojnie. Siedmiu mieszczan zostało uleczonych nim dziwny wybuch wstrząsnął okolicą, mag rozpoznał go jako wybuch ulubionej kuli ognia ale kto mógł to zrobić?, potem nastąpił kolejny podobny a następnie odgłos grzmotu i inne dziwne dźwięki. Wszystkie dobywały się z miejsca w którym zostawili tę pokraczną istotę, Enialis i Lantian postanowili zbadać sprawę a Savitur niechętnie na to przystała obawiając się ataku pozostałych linkantropów. zaklinacz trzymał się w bezpiecznej odległości od zajścia i schowany za czarodziejem. postać wciąż płonęła i to coraz silniejszym ogniem choć zostawili ją to już z pół godziny temu, płomienie przybrały jaśniejsza barwę a skóra zmieniła kolor na fioletowy, wkrótce z jej pleców wyrosły dwa kościste skrzydła. magowie przypatrywali się temu ze zdumieniem, Lantian jednak z turem utrzymywał zawartość pęcherza, wziął nogi za pas wykrzykując coś o demonach. Tymczasem lasem przedzierał się podróżnik z Lantanu pragnący zgłębiać arkana magii, nie wiedział nic o zagrożeniu jakie niosło ze sobą przebywanie na tym terenie, jego uwagę również przykuł dziwny wybuch skierował się w jego stronę podążając za jakimś zmarniałym człowiekiem. Enialis z fascynacją partrzył jak sylwetka rośnie i zaczyna się ruszać, wyprostowana wyglądała jak 2,5m Ghoul ze skrzydłami którego otaczały jasne płomienie. Istota podeszła do Enialisa który był przekonany o chęci współpracy wezwanej istoty, w umyśle pojawiła mu się myśl o własnej potędze skoro dzięki niemu mogła pojawić się tak wspaniała istota. Duma przerodziła się w przerażenie gdy płonąca łapa sięgnęła w jego stronę, uchylił się i zaatakował czarem Kwasowej strzały Melf'a mając resztki nadziei na dominację nad piekielną istotą, gdy strzała spłonęła w ogniu otaczającym postać otworzył szeroko usta i zrozumiał swój błąd, to był DEMON!! a nie diabeł jak myślał, przypomniał sobie nauki z akademii - demon był ostatnią istotą jakiej kiedykolwiek należało zaufać. połajał się za swoją głupotę i zaczął uciekać z trwogą w sercu wiedział że w razie konfrontacji zamieni się w kupkę popiołu.
Strach ofiar był najpiękniejszym uczuciem dla demona, mógłby go kosztować w nieskończoność, napojony satysfakcją i uradowany możliwością siania zagłady na planie materialnym zaśmiał się głośno po czym powoli ruszył za czarodziejem po drodze podpalając każdy budynek po prostu kładąc na nim dłoń.
Okrzyki i tłumaczenia Lantiana wydały się absurdalne dla Royka i Savitur a przerażające dla ludzi w środku byłego domu burmistrza. Wszelkie wątpliwości rozwiały się gdy z alei na południu wyłonił się Enialis biegnąc na połamanie karku, rosnąca łuna ognia za nim w normalnych okolicznościach wzbudziłaby podejrzenia o użycie kolejnej kuli ognia lecz w świetle tego co powiedział zaklinacz....
Oczy drużyny wraz z wszystkimi ludźmi zgromadzonymi na placu (w tym także tajemniczego gościa z wyspiarskiej krainy) rozszerzyły się gdy Demon Palrethee wkroczył na rynek.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Zakafein dnia Czw 10:00, 24 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zakafein




Dołączył: 08 Lis 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:46, 19 Sie 2010    Temat postu:

Pokuta

8 Marpenoth roku Tańczącej Dziewicy 1383 RD zapisze się w historii regionu (bo świata to nie obchodzi) jako dzień w którym Larofar znikło z powierzchni ziemi. Demon pławił się w chaosie i ogniu który wywołał, kąpał się w jego cieple i spożywał nieszczęśników którzy nie zdążyli przed nim zbiec. Drużyna zarządziła taktyczny odwrót (czyli nic więcej jak drużynowe wpadnięcie w panikę i zwiewanie) w jedyne miejsce gdzie mogli liczyć na jakąkolwiek ochronę - do Marina. podczas chaosu na runku tylko 4 ludzi uleczonych z likantropii udało się wraz z nimi, reszta wpadła w taki popłoch że rozpierzchła się po lasach wokół, tajemniczy nieznajomy którego imienia również świat nie spamiętał pobiegł w tą samą stronę mając nadzieję na przeżycie w większej grupie. Zatrzymali się dopiero pod samą wieżą drogę która zajmowała 30-40 min przebyli w 10!! zmęczeni ułożyli się na równo przystrzyżonym trawniku Royk i Savitur zostali przy ocalałych, gość z Lantanu zadawał sporo irytujących Enialisa pytań dlatego mag oddalił się i zapragnął wejść do wieży, Lantian tymczasem zaoferował się jako nauczyciel dla pragnącego poznać sekrety magii przybysza. Enialis powinien być wdzięczny Marinowi za to iż był zajęty, gdyby zobaczył że jego przybytek zmienia się w schronisko dla potrzebujących niechybnie wpadły we wściekłość, Sh'Hablin pozwolił na krótki odpoczynek i polecił opuszczenie tego miejsca. Poproszony o zawiadomienie Marina o demonie uśmiechnął się i zbliżył do jednej z półek z której zdjął opasłą księgę. Po opisie podanym przez Enialisa wywnioskował że rzeczony demon to Palrethee, otworzył więc na odpowiedniej stronie i przeczytał informacje w niej zawarte. Następnie przekartkował księgę by zatrzymać się na innej stronie. Spojrzenie Enialisa przywołało wspomnienia jednej z prywatnych lekcji magii, będącej ostrzeżeniem dla młodego czarodzieja by nie przyzywać istot zbyt potężnych, pamiętał że owa lekcja nieomal skończyła się śmiercią jego mistrza który resztkami sił zdołał przepędzić istotę tam skąd przybyła, Guit wyrwał go ze wspomnień ironicznym stwierdzeniem "Marin już nawet takimi się nie interesuje" po czym zamknął księgę i odłożył ją na półkę.
dzięki dyplomacji Enialis zdołał przekonać Sh'Hablina by zajął się demonem pw zamian miał on wykonać zadanie które Marin przydzielił swemu uczniowi. Polegało na odzyskaniu przedmiotów skradzionych ze świątyni Shaundakula przez gobliny z położonej o 4 dni drogi doliny do której rozrysował dokładną mapę.
Na dole Royk nie mógł powstrzymać łez którymi opłakiwał wszystkie istnienia którym nie zdołał pomóc a które zostawili na pastwę demona, Savitur starała się go jakoś pocieszyć lecz robiła to bezskutecznie.
Musieli opuścić polanę ale zatrzymali się na noc zaledwie o parę kroków od wieży by w razie czego można było szukać schronienia właśnie tam. Noc była spokojna jeśli nie liczyć łuny która wciąż unosiła się nad zgliszczami Larofar, Royk słyszał krzyki osób które palą się żywcem lub są rozszarpywane przez plugawą istotę lecz były to tylko jego złudzenia. czarny dym wyraźnie odcinał się od reszty oświetlonego gwiazdami nieba. Kapłan zbudził się jako pierwszy i zebrał uratowanych ludzi, zbudził przy tym Savitur która nie chciała go puścić samego lecz spojrzenie w oczy wystarczyło by kapłanka dostrzegła determinację uratowania tych ludzi nawet za cenę własnego życia, pozwoliła więc mu odejść. Reszta drużyny wstała po dwóch godzinach mając jasno nakreślony przez Enialisa cel - mają udać się na wzgórza i odebrać to co należy do ludzi. Jedynie Lantian nie był przekonany co do słuszności ich dążeń, zapragnął dogonić Royka i udać się wraz z nim do Omszałego Kamienia. Enialis, Savitur i wędrowiec poszli w stronę wzgórz...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpgzastep.fora.pl Strona Główna -> Archiwum / Sesje A. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin