Forum www.rpgzastep.fora.pl Strona Główna www.rpgzastep.fora.pl
Forum zastępu "RPG" 16 KDH
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

D20 Modern - Milczący Wróg: Czysta Rozgrywka

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rpgzastep.fora.pl Strona Główna -> RPG i inne / Sesje / PBF RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Brawl




Dołączył: 05 Maj 2011
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:40, 13 Maj 2011    Temat postu: D20 Modern - Milczący Wróg: Czysta Rozgrywka

Prolog

John & Jonathan

13 Lipca, 2011 roku.

Miesiąc urlopów, wyjazdów. Czas wręcz idealny do spędzenia go z rodziną albo wraz z przyjaciółmi w jakimś słonecznym miejscu. Każdy ma plany właśnie na taki okres. Hawaje, Cejlon, może nieco bliżej – Góry Skaliste. Takiego, długo przygotowywanego wyjazdu nie może zepsuć prawie nic. Nawet fatalna pogoda jest pretekstem do zrobienia czegoś nowego; dla niektórych to przeczytanie dobrej książki czy obejrzenie filmu. Takie przyziemne przyjemności nabierają w wakacje nowego, egzotycznego smaku. Brak stresu; brak szefa sapiącego przez ramię czy irytującej, plotkującej sąsiadki czyni cuda.
Mało jest spraw które mogą zakłócić uświęcone, amerykańskie wakacje. Psychopata wyrywający krtań jest taką sprawą.
Jeden telefon przekreśla wszystko.
Cały zespół musiał stawić się w przeciągu 8 godzin na płycie lotniska Dulles International w Washingtonie. Ci którzy nie mogli dotrzeć na miejsce w wyznaczonym terminie mieli dolecieć na miejsce jak najszybciej bez względu na koszt.
Oschły telefon który, tak niespodziewanie otrzymaliście pozostawił dziesiątki pytań bez odpowiedzi. Oprócz niemalże niewykonalnego terminu nie wiedzieliście nic. Na jak długo jedziecie, jakie są wytyczne, czy dostępne są jakiekolwiek akta sprawy. Nic.
Jednak w lipcowym słońcu wszelkie problemy wydawały się niemalże marginalne. Nawet największe mruki gotowe były przyznać że lato było najpiękniejsze od wielu, wielu lat. Tylko na północy kraju, przy granicy z Kanadą zapowiadano długotrwałe załamanie pogody.
Na lotnisku nikt nie pofatygował się aby wyjaśnić całą, zaistniałą sytuację. Tylko gazety trąbiły o jakimś morderstwie w Detroit. O jakimś – Artykuł nie był nawet na pierwszej czy drugiej stronie lecz na trzeciej; przegrywając z wiadomościami z Bliskiego Wschodu, aukcją papierów wartościowych oraz skandalach kilku znanych celebrytów. Jednak wiedzieliście że nie jest to normalna sprawa. Do normalnych spraw nie zrywa się ludzi z urlopu w ciągu kilku godzin. Dwie rzeczy które zostały wyjaśnione to cel waszej podróży – Detroit, oraz środek lokomocji.
Na płycie lotniska czekał lśniący, biały samolot. Przez swój opływowy kształt i ostry dziób przypominał pocisk napędzany dwoma, odrzutowymi turbinami. Learjet L31A.
W dziwnym pośpiechu, który nadawał całej sytuacji groteskowego wyrazu, wsiedliście do samolotu, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. Takie okoliczności nigdy nie wróżyły niczego dobrego; tylko raz zostaliście w ten sposób wezwani do służby. Wtedy chodziło o terrorystów na terenie USA. Tamten okres śmiało można było określić jako kilkumiesięczną gehennę; niemalże bez snu, jedząc w kilkuminutowych przerwach między kolejnymi przesłuchaniami w czasie których wyglądaliście jak więźniowie wypuszczeni z Guantanamo, nie agenci FBI.
Nie zdążyliście na dobre usiąść w czarnych, miękkich fotelach i zapiąć pasów kiedy pilot włączył lewą turbinę. Po chwili prawy silnik ożył i zawył niczym przedpotopowy potwór ruszający na polowanie.
Samolot zaczął kołować. Świat za okienkiem z grubego szkła drgnął; wpierw powoli, po chwili coraz szybciej. Masywne hangary, przepastne cielska Boeingów 747, pojazdy lotniskowe oraz bagażowe wózki zdawały się wykonywać jakieś skomplikowane figury w tańcu codziennej rutyny z której was tak brutalnie wyrwano; za którą tęskni każdy człowiek którego praca zmusza go do oglądania najgorszych zbrodni w kraju.
Learjet ustawił się osi pasa. Niezależnie od ilości wylatanych godzin, uczucie przyśpieszenia zawsze podnosiło ciśnienie krwi. Moment w którym pilot przesuwa manetkę na pełen ciąg jest niezapomniany. Ciało staje się cięższe, zaś myśli mkną szybciej niż zwykle; coraz szybciej - jak mknący po szarej wstędze pasa startowego odrzutowiec. Wreszcie biały samolot odrywa się od ziemi, ściskając wasze wnętrzności krótkim skurczem atawistycznego strachu który odczuwają wszyscy ludzie zapuszczający się w miejsca w których człowiek jest niemile widzianym gościem.
Odrzutowiec wznosił się ostro przez kilka minut by wreszcie wyrównać lot. Panorama stolicy USA była oszałamiająca. Szklane iglice wieżowców tkwiły pośród wielokolorowego lasu miejskiej zabudowy zanurzonej niczym wyspa w morzu przedmieść. Z kabiny pilotów wyszedł czarnoskóry mężczyzna w starannie skrojonym, czarnym garniturze. Jego twarz przywodziła na myśl jakiegoś nocnego drapieżnika który wzrokiem potrafi przebić nawet absolutną ciemność. W dłoni trzymał cienką teczkę, mimo lichej zawartości, żółty papier już był opieczętowany jako Tajne/Poufne. Mężczyzna usiadł na fotelu naprzeciwko was. Miał około pięćdziesięciu lat, lecz wciąż wyglądał na sprawnego na ciele i duchu.
-Agent Blake. Przepraszam za nagłe wezwanie. – Powiedział tonem który można było nazwać wszystkim ale nie przeprosinami. Był zły, to pewne. Pewnie jego urlop również został przerwany. – Będę mówić wprost. W Detroit mamy do czynienia z seryjnym zabójcą.
Agent otworzył teczkę, pokazując wam kilka zdjęć na których widać było dwie różne ofiary, to co je łączyło to rozerwane gardło na wysokości jabłka Adama.
-To zwyrodnialec którego należy bezzwłocznie wyśledzić i aresztować lub zabić. – Blake wyciągnął spod zdjęć trzy, zapisane ciasno kartki papieru. – Jego modus operandi to wyrwanie krtani za pomocą rąk; zapewne jest bardzo silny. Osobiście podejrzewam pracownika fizycznego z okolicznych, zrujnowanych fabryk samochodów. Detroit przez ostatnie czterdzieści lat straciło niemalże połowę mieszkańców; miasto przestało być atrakcyjne dla ludzi więc zaczęli uciekać. Wiele budynków jest w ruinie, można trafić na całe kwartały zabudowy w których rezydują takie persony. O opuszczonych fabrykach, hutach nawet nie wspominam. Obydwa ciała znaleziono w północnych dzielnicach, tych najbardziej zrujnowanych co jest już jakimś punktem zaczepienia.
Agent rozejrzał się na boki, jakby czegoś szukając lecz po chwili podjął wątek.
-Jak już mówiłem, teren ma idealny. Opuszczone budynki i brak jakichkolwiek świadków. Dodatkowo biali w większości żyją na przedmieściach więc nie bójcie się powiedzieć że zabójca może być czarny. Teraz nieco szczegółów. Pierwsze zabójstwo – Biały mężczyzna, dwadzieścia pięć lat; żołnierz US Army. Zaginiony siedem dni temu, był na pięciodniowej przepustce ale nigdy nie dotarł do domu. Rodzina sądziła że pojechał na urlop z kolegami z plutonu; zaginiecie zgłosiła armia. Ciało znalazł policyjny patrol któremu miejsce wskazał bezdomny. William Sean został najpierw uderzony ciężkim narzędziem w tył głowy ale bezpośrednią przyczyną śmierci było przecięcie tętnicy szyjnej za pomocą kawałka szkła.
Blake wskazał na zdjęcie mężczyzny leżącego w kałuży krwi na betonowej wylewce nigdy nie wykończonego garażu.
-Drugi denat, właściwie denatka to czarnoskóra kobieta w wieku około siedemdziesięciu lat. Jej ciało odnaleziono w opuszczonym sklepie spożywczym. Tym razem przyczyną śmierci było wykrwawienie w wyniku rozcięcia tętnicy szyjnej. Na miejscu znalezienia ciała nie było jednak śladów krwi. Ponownie, krtań została wyrwana. Te dwa zabójstwa łączy szczególne znamię, które nosi nasz podejrzany; to brak obydwu małych palców. Na zdjęciach widać wyraźnie miejsca w których palce wbijały się w skórę ale brak tam właśnie tych palców. Miejscowa policja udostępniła nam wszelką możliwą pomoc, łącznie z laboratorium kryminologicznym.
Blake podał wam teczkę wraz ze zdjęciami.
-Reasumując. Szukacie dobrze zbudowanego człowieka, prawdopodobnie mężczyzny, pozbawionego małych palców u obydwu rąk. MO już znacie. Pytania?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maczug




Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się bierze pieniadze?

PostWysłany: Sob 0:12, 14 Maj 2011    Temat postu:

O'Conor szedł żwawym krokiem do samolotu przyglądając się z lekkim niepokojem maszynie, widać po nim było iz latanie nie sprawi mu przyjemności. W komórce szybko pisał sms'a do swojego adwokata że musi odwołać kolejną rozprawę o opiekę, i drugiego z przeprosinami do Amy, że Tatuś musi jechać do pracy a nie zabrać ją na tygodniowy wyjazd.
Jedyna zaleta wezwania była taka że był przygotowany do wyjazdu z dzieckiem więc z domu zabrał szybko garnitur i broń, reszta była w samochodzie. Piaskowa koszula z krótkim rękawem i ciemne okulary, luźne dżinsy i lekko wytarte półbuty, gdyby nie kabura przy pasie to wzięto by go za turystę.
W drodze do samolotu tylko rzucił szybkie Cześć koledze wchodząc do środka i zostawiając małą walizkę i graniak na jakimś wolnym fotelu. Gdy Blake się przedstawił, John lekko wstał wyciągając dłoń.
-Agent O'Conor, słucham...
John bez większego wzruszenia przeglądał zdjęcia i starał się wyłapać jakieś istotne szczegóły pozwalające zidentyfikować mordercę. Kilku zdjęciom przyglądał się nader dokładnie zdejmując przy tym okulary by móc się lepiej przyjrzeć.
-Tak, gdzie są akta ofiar, Zeznania świadków i wstępny raport policji? Bo na podstawie tego świstka mogę stwierdzić że jest to człowiek cierpiący na jakieś zabużanie, a ofiary są przypadkowe...nic je nie łączy poza krtanią, która została wyrwana pośmiertnie.
Powiedział nie odrywając oczu od zdjęć, i czekając na reakcję kolegi, jego twarz była trochę zaniepokojona, i poirytowana, że z tak błahego powodu go ściągają, czyżby podpadł komuś? jest 10 innych agentów którzy nie mają planów na wakacje, a urlop odcięto właśnie im...
-Nasz sprawca, lub sprawczyni, musi znać chociaż podstawę sztuk walki lub mieć przeszkolenie w zakresie survivalu,- powiedział odwracając zdjęcie żołnierza, - Nawet szeregowy, nie da się zajść byle komu chyba że zna sprawce, lub jest zalany w trupa... a wyrwanie krtani...sądząc po zdjęciach jest zbyt...jak by to ująć oryginalne jak na kogoś kto nie ma umiejętności by to zrobić, odcięcie palca, ucha, charakterystyczne pocięcie...ale wyrywanie rękom krtani?
powiedział pokręcając głową, i klnąc w myślach na myśl o wielkim kanionie i plaży w Rhode Island...A miałem uczyć Amy pływać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CyberWehrWolf




Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Przyszłości

PostWysłany: Sob 22:43, 14 Maj 2011    Temat postu:

Idąc przez zatłoczony terminal lotniska, Jonathan usiłował poskładać cały ten kosmiczny bajzel, jaki wytworzył się w przeciągu ostatnich godzin. Czuł się jak wielki motek wełny, którego jeden koniec ktoś przywiązał do łóżka w niewielkim, ale wygodnie urządzonym mieszkanku należącym do własności bazy w Fort Bragg. A już miało być tak dobrze... Piękne dni w Karolinie się zaczęły na dobre, posypały się przepustki i urlopy. Dziś wieczorem był umówiony z serdeczną przyjaciółką, Rose, na kolację. Tak bez okazji. Byli dla siebie szczególni i oboje mieli wielką ochotę na kameralną kolację, ulubione frykasy i dobry film. Pewnie przegadaliby całą noc, może nie tylko... noc. Zdążył już nakupić krewetek, pewnie piekłby je niebawem na masełku. No i masz ci los. Wczoraj wieczór wyglądał tak:
-dryyyyyyyń! dryyyyyyyyń!
- Dayton, słucham?
- Blake, FBI - głos w słuchawce był cokolwiek oschły - znaleźliśmy ciało zamordowanego żołnierza US Army. Jutro rano ma się pan stawić na płycie lotniska Dulles International w Waszyngtonie. Kurier już dostarcza wszelkie pełnomocnictwa i zobowiązania do pańskiego dowództwa. Proszę być po cywilu. Do widzenia.
- stuk odkładanej słuchawki.
Cicha, żołnierska kurwa spłynęła po wyrozumiałym, blaszanym zlewie. A potem nie było już odwrotu. Kłębek wełny, przywiązany do łóżka dostał mega kopa w dupę, i nic go już nie mogło powstrzymać...

Idąc przez terminal, czuł, iż toczy się w przód, coraz dalej i dalej, myślami jednak wracał, od kłębka do nitki.

Wkurzony, wyciągnął wieczne pióro, na specjalne okazje. I zielone naboje. Całe mieszkanie ozdobił karteczkami-wskazówkami. Na stole, pod czekoladowymi ciasteczkami zostawił długi i wylewny list do przyjaciółki. Wiedział, że to bardziej osobiste, niż bezosobowy telefon, czy sms. Dla odprężenia puścił sobie ulubiony kawałek Hendrixa. Zawsze się zastanawiał, czy jego Ojciec faktycznie tak kurczowo uczepił się go w Wietnamie, jak mówił. A teraz miał alzheimera, i już zapewne tego nie powie... Rozpoczęło się pakowanie walizki. Koszule, papiery, bielizna... Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzył. W drzwiach stał najlepszy kumpel, Philip. Troszkę dotknięty paranoją, ale zawsze niezawodny. Postawny Murzyn, z krótką szopą i nieodłącznym kolistym kolczykiem w nosie. Byli tak podobni, że czasem ich mylono. Zwłaszcza biali, ale w sumie nic w tym złego. Brano ich za braci. Dla rozróżnienia, Jonathan wygolił sobie mohawka i zapuścił krótką brodę. W odwecie Phil także przestał się golić... Nawet złoty kolczyk w nosie mieli taki sam.
- Co jest, Czarnuchu? - Zagadnął Phil, stukając piąchę z Bratem - mam dla Ciebie epickie gówno w teczce.
- Się masz, Czarnuchu - zripostował Jonathan - już się nie mogę doczekać. Papiery?
- I złom - musi być grubo - powiedział wchodząc bezceremonialnie do kuchni - a ty znowu puszczasz Hendrixa? Ech.. - machnął ręką i położył walizeczkę na stole, po czym dobył jakiś papier, który okazał się być formularzem - Pokwituj.
- Dobra, ale co? - Jonathan ostrożnie otworzył walizkę.
- Odbiór broni osobistej, wzór M-9, dodatkowej troski dowództwa w postaci MP-5 i paru pełnomocnictw do współpracy z federalnymi, w tym tłumika. Jak widzę dowództwo poważnie się czymś martwi? - zagadnął podsuwając świstek z jakimiś tabelkami. Jonathan podpisał, nawet nie patrząc.
- Znaleźli jakiegoś biedaka z Armii, którego ktoś utłukł. Mam pracować z fedsami. Nie wiem, czemu, Brachu.
- Ja Ci tego nie powiem - powiedział Phil, chowając papier - Muszę lecieć, jak się dowiedziałem, że masz dostać stuff, zamieniłem się z kumplem, żeby wpaść.
- Dzięki, Bro, serio. Będę Cię informował na bieżąco, co się wydarzy....

Potem wszytko się rozmyło, bieganina, pakowanie, ubieranie, pieczenie krewetek na szybko i porządek w lodówce... W wyjściu stanął na moment, obejrzeć się w lustrze, na wszelki wypadek. Miał trochę obaw, co do pracy z nieznanymi mu ludźmi. Ubrał długi, czarny płaszcz do kostek, ciemne spodnie i czarne półbuty. Czarna koszulka opinała się na muskularnych ramionach i szerokim torsie. Ach, zapomniał o kolczyku w nosie! Mohawk i zarost sprawiały, że wyglądał jak jeden z bohaterów ulubionego serialu młodości - "Drużyny A".
- Mr. T. byłby ze mnie dumny, pewnie pożałowałby głupca... - pomyślał pogodnie.
Klucze zostawił w ich umówionym miejscu, za kaloryferem w korytarzu. Rose i Phil zawsze mogli wejść do mieszkania i korzystać z niego do woli. Czasem czekały go niespodzianki. A to Phil zapijał jakiegoś doła i właśnie rzygał pod prysznic, a to zastawał uprzątnięte mieszkanie i liścik pouczający o higienie miejsc pracy, a to jakiś skromny upominek za możliwość noclegu, ograbienie lodówki czy po prostu zaufanie. Kiedyś znalazł bombonierkę, do dziś nie wie od kogo. I to jest właśnie piękne w takich podarunkach. Nie wiesz za co do końca - piwo z lodówki, nocleg, kiedy kumple rozrabiają czy może miejsce na babski wieczór? - ani nie wiesz od kogo, podejrzewasz tylko. Ale czekoladki to czekoladki. I smakołyki w lodówce. I nasiadówki-niespodzianki. I pawie od kanapy po kibel. Uśmiechnął się. Nie ma to jak przyjaciele.

A potem poszło już szybko. Taksówka, lotnisko, drzemka w samolocie i gwarny poranek na Dulles International. W końcu wyszedł przez umówione drzwi. Miał nadzieję, że Rose zrozumie. W tym miejscu, nie stał żaden rejsowy liner, tylko biznesowy, biały Learjet. Zobaczył także zmierzającego ku niemu białego mężczyznę w piaskowej koszuli i w shaderach. Tamten skinął mu i rzucił:
- Cześć!
- Się masz - odparł, po czym wszedł za nim po schodkach, prowadzących do maszyny. Ledwo zdążył się usadowić w fotelu i pochować walizki, do kabiny wszedł czarnoskóry mężczyzna. Samolot już toczył się po pasie...
-Agent Blake. Przepraszam za nagłe wezwanie... - zaczął mówić.
Kiedy Jonathan dostał zdjęcia przyjrzał się im krótko, po czym włączył się do wymiany zdań:
- Skoro ofiary i tak nie zostały znalezione in situ, równie dobrze mogły być krępowane czy oszołomione w jakiś sposób przed skrwawieniem i wyrwaniem krtani. Faktycznie, przydałoby się więcej informacji odnośnie samych ofiar, kontekstu ich odnalezienia... Palce ewentualnie można podwinąć, lub zakleić, aby nie zostawiły śladów, choć może być to naciągane.
Po czym dodał:
- Sądzę, iż ten rodzaj pozostawionego znamienia wskazuje na głęboki kompleks. Sprawca może chcieć, poprzez wyrywanie gardła, okazać swoja fizyczną dominację nad ofiarą w najbardziej dosłowny sposób. Jednocześnie, może w obawie przed napotkaniem przeszkody czy oporu, które mogłyby dotknąć jego ego, dokonuje tego po śmierci. Dzięki temu posiada gwarancję, iż jego potrzeby związane z okazaniem władztwa zostają zaspokojone, a ponieważ i tak zakończyłyby się śmiercią, nie ma większego znaczenia, iż ofiara nie żyje, bądź umiera w tym momencie. Brak palców może wskazywać na widoczne kalectwo mentalne czy fizyczne, które w pewien sposób sprawia, iż sprawca czuje się niepewnie, może właśnie to jest przyczyną zabezpieczenia się przed oporem... Oczywiście mogę się mylić, to bardzo powierzchowne spekulacje - usprawiedliwił się z przepraszającym uśmiechem, po czym odwrócił się na chwilę do okna. Krajobraz przepływał leniwie, usypiająco.
- Mam nadzieję, że znajdzie te krewetki - pomyślał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez CyberWehrWolf dnia Nie 1:05, 15 Maj 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maczug




Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się bierze pieniadze?

PostWysłany: Pon 0:54, 16 Maj 2011    Temat postu:

John przysłuchał się swojemu ciemnoskóremu towarzyszowi z niejaką konsternacją i zainteresowaniem, dodatkowo przejrzał kolejne zdjęcia szukając jakiegoś punktu zaczepienia odnośnie miejsca zbrodni i podejrzanego.
-Czyli tak, może być to osoba cierpiąca na swego rodzaju kompleks niższości, starająca się zrekompensować go i swe pragnienia podcinając ofiarom gardła a następnie wyrywając krtań. Swą działalność możemy stwierdzić że zaczął około 5 dni temu, bo wtedy zgłoszono zaginięcie żołnierza, niestety raportu koronera nie mamy więc nie powiemy kiedy dokładnie zginął on i staruszka jakie były odstępy czasu i miejsca...
Mówił przecierając oczy i delikatnie drapiąc się w krótki lekko rudawy zarost, dziwnie się czuł z bródką i wąsami, córka nalegała więc się podgolił ale teraz nie czuł się sobą...ale bardziej go niepokoiło to iż nadal nie widział na zdjęciach żadnego źródła szkła, które by wskazywało na to iż o była jego broń przypadkowa, obraz Mordercy mętnie układał się w głowie, osoba bez małych palców, mająca jakąś pałkę, i kawałek szkła, oraz dość siły by pomimo braku palców wyrwać krtań...-Właśnie szkło!-Powiedział i pomyślał na głos.
-Znaleźliśmy narzędzie zbrodni czy nie? Bo jeśli był to zwykły kawałek szkła to powinni zbadać dokładnie krew na nim, i na denacie... jeśli jest to zwykła stłuczona szyba z okolic miejsca zbrodni to osoba bez małych palców musi urzyć większej siły by broń nie wypadła, jeśli nie okleił go jakąś taśmą czy materiałem, powinien się choć trochę pokaleczyć...jeśli zabrał je z sobą to znaczy że to jego broń z wyboru, kolejny element układanki w profilu psychologicznym, jeśli porzucił i była to broń przypadkowa, to zapewne zostały na nim jakieś ślady, odciski palców, krwi...albo informacja o miejscu popełnienia zbrodni, jeśli przenosił ciała to zabija denatów w jednym miejscu, miejscu dla niego ważnym jak w sprawie sprzed roku w Norfolk co morderca porywał kobiety, mordował a ich ciała porzucał po całym DC. Z tego co pamiętam to tę sprawę prowadził agent specjalny Smecker, miejsce zbrodni udało się ustalić przypadkiem, po nasionach czy pyle w ranach ofiar.
Powiedział przeszukując zakamarki pamięci z pozostałych przypadków morderców seryjnych,
- Może też, działać trochę jak "Richard Ramirez, Nocny Łowca" z LA...kilka jego ofiar zginęło od ciosu nożem w gardło, wbijanym w wojskowy sposób by przeciąć tętnicę...
Dodał O'Conor szukając jakiegoś punktu zaczepienia i luki w rozumowaniu swoim jak i mordercy...Może jest pracownikiem w okolicy...? Trzeba sprawdzić powiedzmy z ostatnich 2 lat przypadki odcięcia palców w fabrykach w okolicy, oraz żołnierzy co w wyniku szkoleń lub po misji stracili palce...to może być efekt frustracji...Więcej pomysłów nie mam na tę chwilę... A pan ma jakieś pomysły agencie Blake?
pytał się z lekkim zrezygnowaniem odkładając teczkę ze zdjęciami i zasłaniając okno. By nie widzieć tej cholernej ziemi z takiej wysokości...Nagle zadzwonił jego telefon, który zapomniał wyłączyć, spojrzał na wyświetlacz, na którym pisało jak nic i wszyscy mogli to dostrzec "Pijawka"
- Jeszcze mi tylko adwokata dziś brakowało...-Wyszeptał gasząc telefon. I rozglądając się za butelką wody mineralnej, które zazwyczaj są w takich samolotach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CyberWehrWolf




Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Przyszłości

PostWysłany: Pon 17:19, 16 Maj 2011    Temat postu:

Jonathan ocknął się z zamyślenia. Wizja pieczonych na masełku krewetek i uśmiechniętej Rose nad parującym talerzem zblakły, jak efekt w filmie klasy B. Ech, czas wracać do roboty, pomyślał,
- Wydaje mi się, iż nie może być tu mowy o rekompensacie. Rekompensowanie swojej prawdziwej czy wyimaginowanej niższości to proces, który ma trwale włączyć taką osobę w społeczność i otoczenie, na zasadach pełnej akceptacji. Tacy ludzie zostają pozerami, pracoholikami czy ekspertami. Starają się za wszelką cenę osiągnąć cel, obojętnie, czy faktycznie ich zasługi, umiejętności czy wiedza są autentyczne, czy po prostu sprawiają takie wrażenie. Wydaje mi się, że sprawca osiąga taki stan jedynie w momencie uzyskania kontroli nad członkiem społeczeństwa, które go odrzuca. Przez chwilę jest władcą normalnych ludzi z różnych warstw społecznych, zawodów czy grup wiekowych. Na to wskazywać możne także wybór ofiar i powtarzalność rytuału. Ciało można zlikwidować na wiele sposobów, ukryć, wywieźć, spalić. Podrzucenie go jest wyraźną wskazówką, próbą nawiązania kontaktu, dialogu. Specyficzny sposób odebrania życia ma za zadanie ukazać problem, wyeksponować go. Seryjny zabójca tak na prawdę chce być odnaleziony, lecz nie jako kaleka, a dojrzała osoba, o wykształconym charakterze. W momencie konfrontacji chce się widzieć nie jako psychopata, a pełnowartościowy człowiek.

Po czym zwrócił się już bezpośrednio do O'Conora.

- W tym wszystkim przejawia się celowość. Szkło, którym skrwawia ofiary na pewno nie jest przypadkowo zebranym okruchem, czy podręcznym narzędziem. Sprawca odczuwa pewnego rodzaju przywiązanie do tego typu przedmiotu, może oparte na osobistych, ambiwalentnych doznaniach. Może w zakładzie pracy, z którego go zwolnili, zieją teraz powybijane okna? Może po zwolnieniu sam stłukł szefowi szybę? Może gnieździ się w opuszczonym budynku albo za młodu dostał burę o wybicie okna u sąsiada? A może doznał pokaleczenia? Tak, czy inaczej, szkło musi być obecne w miejscu, w którym spuszcza krew z ofiar. Utrata dwóch małych palców wydaje mi się zbyt powtarzalna jak na przypadek. W życiu codziennym pełnią w sumie niewielką funkcję, ich utrata nie musi oznaczać pełnego kalectwa, ale jest zauważalna, piętnująca. Sądzę raczej, że to rodzaj rytualnego samookaleczenia, rodzaju zamanifestowanego poświęcenia. Albo widomy znak katuszy, które ktoś mu zadał - koledzy w szkole, gang, mafia... Z tego co pamiętam, Yakuza karze za wykroczenia utratą paliczków, kodeks przewiduje które palce są okaleczane, ile traci się paliczków.... Może tu sytuacja jest podobna? Wypadek wydaje mi się mało prawdopodobny, nie ma wielu sytuacji, w których traci się oba małe palce. Sytuacja wykrwawienia też może zwracać uwagę. Krwawiące zwłoki zostawiają ślad, ale równie dobrze można zabić bez rozlewu krwi, albo wykrwawić ofiarę na miejscu. Nie, on ma specjalne miejsce, lub miejsca, a krew jest również symbolem, jej spuszczenie jest dla zabójcy ważne. Ale tu można się bawić domysłami. na wszelkie sposoby. Wściekły robotnik, wydziedziczony ze swojej klasy przez zamykanie zakładów, teraz spuszcza krew w odwecie za pchnięcie "okaleczonego i nieprzydatnego" poza nawias społeczeństwa, staje się spowrotem panem sytuacji...

Oczywiście to tylko zabawa - dodał z uśmiechem - ale motywów jest mnóstwo. Obawiam się, że bez pełnej dokumentacji się nie obejdzie. Albo bez kolejnego morderstwa... Agencie Blake?

Czuł, że od prób wnikania w motywację mordercy staje się brudny i śmierdzący, niemal czuła na sobie szlam niskich instynktów i toczącego mózg raka chorych fantazji. Musiał odreagować. Przymknął oczy, by przywołać jakiś zabawny czy niedorzeczny obraz.

Impreza po jego awansie. Wieczór, ładny lipcowy dzień minął, ale wciąż było ciepło. Phil wtedy stróżował przy strzelnicy, więc nie było problemu. Był już podpity. Postanowił zobaczyć, jaką prędkość osiągnie deskorolka z przymocowanym M-60 E4 ze starych zapasów i dwoma Murzynami, napędzana siłą odrzutu... Pamiętał, że żeby odciążyć całość chcieli wywalić piwa, ale ostatecznie pozbyli się ciuchów, ważyły więcej...
Otworzył oczy i spojrzał wyczekująco na Blake'a. Nie pamiętał wyniku eksperymentu.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez CyberWehrWolf dnia Pon 17:28, 16 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Brawl




Dołączył: 05 Maj 2011
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:01, 18 Maj 2011    Temat postu:

John & Jonathan

Blake uważnie wysłuchał waszych słów. Jego ciemny wzrok wędrował pomiędzy wami, aktami oraz oknem, za którym przesuwał się krajobraz.
-Pełna dokumentacja ma czekać na nas dopiero w Detroit. Domyślam się że tamtejsi policjanci wolą unikać tamtejszych rewirów. Pewnie teraz kompletują pełen raport i targają lekarzy sądowych po miejscach znalezienia ciał. Jeżeli pytacie o moje…
W tym momencie zadzwonił telefon. Mężczyzna odebrał połączenie
-Agent specjalny Blake. Słucham. Raport z miejsc zbrodni? Dopiero teraz?! Nie mam czasu na takie sprawy, ktoś jeszcze przez taką opieszałość. Przesłać to na mój adres; biorę za to pełną odpowiedzialność.
Kiedy Blake rozmawiał, John znalazł półlitrową, bardzo profesjonalnie wyglądającą butelkę nie gazowanej wody. Taką samą dostawali dyplomaci, politycy i profesjonalni mówcy. Teraz i on mógł dołączyć to tego ekskluzywnego grona.
-Dobrze. – Mruknął Blake sięgając po torbę z laptopem. – Wiem że nie powinno się wysyłać takich materiałów przez sieć ale mamy mało czasu. Za kilka minut dostaniemy zaszyfrowany raport. Pytaliście mnie co ja o tym sądzę.
Agent otwarł wieko laptopa i włączył komputer.
-Facet jak na razie to klasyczny typek z żalem do całego świata. Pewnie ma jakieś schorzenie związane z głosem i dlatego mści się na ludziach odbierając im, ich krtanie. To czcze dywagacje ale na myśl przychodzi mi kilka motywów.
Rak; facet jest śmiertelnie chory; nie może się z tym pogodzić i stracił zmysły.
Śpiewak lub muzyk grający na instrumentach dętych, który stracił głos, a przez to karierę; poczucie zagubienia mogłoby go pchnąć do tego, aby okaleczał innych tak jak i jego okaleczono. Ta teoria jest o tyle lepsza od poprzedniej że śpiewak wie jak zbudowane jest gardło. Dla normalnego człowieka struny głosowe są zawieszone gdzieś za migdałkami i przed żołądkiem.
Trzecia opcja to… w sumie to dosyć naiwne myślenie ale ktoś kto się mści na konkretnych osobach za to że mu nie pomogły. Jak inaczej wyjaśnić związek pomiędzy młodym, białym, wysportowanym żołnierzem, a czarną, staruszką? Może były świadkami jakiegoś wypadku w wyniku którego sprawca został okaleczony.
Dodatkowo intrygują mnie te palce; sprawca wyrywa krtań zaś nie obcina palców. Jest tutaj sporo pytań. Dobra mam raport.
Agent obrócił laptop tak, abyście mogli swobodnie przeczytać raport.

Denat #1 William Sean
Biały mężczyzna. Lat 25; żołnierz.
Okoliczności znalezienia: Funkcjonariusze Wright oraz Pietto w czasie patrolu zostali zatrzymani przez bezdomnego który zaprowadził ich na miejsce zbrodni. Bezdomny został zatrzymany i zidentyfikowany jako Seamus Grant – biały mężczyzna, wiek 56 lat. Brak znaków szczególnych.
Czas zgonu, 48 godzin temu.
Miejsce zbrodni: Ciało znaleziono w niedokończonym garażu na parterze. Pomieszczenie nie posiadało innych wyjść niż frontowe wrota (otwarte w momencie przybycia funkcjonariuszy) Pomieszczenie o wymiarach pięć metrów długości, na trzy metry szerokości i wysokości. Pomieszczenie wylane betonem; obecnie spękanym, z którego można wyjmować fragmenty wielkości pięści.
Na środku widać było ślady po ognisku oraz zgromadzone drewno na opał (połamana szafa)
Sprzęty inne: Dwie, puste, rurowe szafki na narzędzia. 3 puste puszki po wołowinie, 4 puste puszki po masie kakaowej. 45 stron gazetowego papieru z ostatnich wydań ‘Detroit News’
Denat: Wiliam Sean. Przyczyna zgonu – utrata krwi spowodowana rozcięciem tętnicy szyjnej za pomocą szkła na miejscu zbrodni. Brak narzędzia zbrodni na miejscu (brak szkła w pomieszczeniu!)
Dodatkowo; uraz z tyłu głowy spowodowany uderzeniem kawałka betonu – Znaleziono pasujący fragment na podłodze pomieszczenia.
Ciało leżało koło ogniska, twarzą do ziemi. Na ciele znaleziono siniaki w okolicach nadgarstków oraz goleni co wskazuje na obrażenia odniesione w wyniku samoobrony. Znaleziono również krwiak na wysokości prawej nerki.
Krtań wyrwana.

Denatka#2 Jennifer Moss
Czarna kobieta. Lat 74; emerytka.
Okoliczności znalezienia: Funkcjonariusz White zauważył wybite okno w sklepie. Ciało spoczywało tuż za parapetem.
Czas zgonu: 8 godzin temu.
Miejsce zbrodni: Zamknięty sklep – w czasie remontu (wcześniejsze stwierdzenie ‘opuszczony’ było błędem funkcjonariusza White’a) Denatka, wnioskując z ułożenia szkła, została wrzucona przez okno, przez szybę, do wnętrza.
Przedsionek sklepu o wymiarach trzy metry długości na siedem metrów szerokości na dwa i pół metra wysokości. Lada sklepowa dwa metry od wejścia. Reszta sklepu (pusta – tylko półki i regały) jest odgrodzona od przedsionka zasuwaną żaluzją wzmocnioną kratami – Obecnie zamknięte; bez śladów włamania. Brak jakichkolwiek przedmiotów oprócz odłamków szkła.
Sprzęty inne: Brak przedmiotów pochodzących ze sklepu. Denatka miała opróżnione kieszenie. Oprócz ubrań nie posiadała nic. Zidentyfikowana na podstawie odcisków palców.
Denatka: Jennifer Moss. Przyczyna zgonu – utrata krwi spowodowana rozcięciem tętnicy szyjnej za pomocą szkła poza miejscem znalezienia ciała. Mimo dużej ilości szkła na miejscu znalezienia ciała, żadne z nich nie zostało zidentyfikowane jako narzędzie zbrodni.
Brak śladów walki.
Pięty butów denatki były starte od ciągnięcia po płytkach chodnika.
Wyrwana krtań.

-Nie jest to wiele. – Stwierdził Blake. – Tyle mogli nam wysłać za pośrednictwem Internetu. Sądzę że to da nam nieco lepszy ogląd sytuacji. Wygląda to tak jakby za pierwszym razem ktoś zaskoczył mordercę. Dopiero drugie morderstwo, przynajmniej dla mnie, wygląda na celowe morderstwo. Co wy o tym sądzicie?
Samolot pozornie tylko stał w miejscu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maczug




Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się bierze pieniadze?

PostWysłany: Śro 0:44, 18 Maj 2011    Temat postu:

John przeczytał dość ogólnikowy raport, z niedowierzaniem kiwając głową, nienawidził sytuacji w których trzeba było się zajmować czytaniem ton akt osobowych by znaleźć najdrobniejsze powiązanie. W czasie lektury odkręcił zakrętkę i zaczął popijać małymi łykami.
- Agencie Blake, ile może ważyć ta kobieta? 74 lata to coś 60/65 kg jak daleko pan da radę ciągnąć przepraszam za wyrażenie worek 60 kg? 200m?300? a dodajmy do tego to że nie chce się zostać zauważonym? i trzeba jeszcze wrzucić ją do sklepu...niech przed naszym przybyciem poszerzą perymetr poszukiwań do 300mm od miejsca znalezienia zwłok lub znajdą ślady wozu bo nie wierzę by ktoś przeszedł z trupem przez dwie przecznice i go od tak wrzucił...skoro zmarła ok 8 godzin temu to w okolicy 8 godzin temu był samochód, jechał szybko, i na pewno w okolicy 500 metrów znalazł się przynajmniej jeden świadek...to nie jest cholerne wygwizdowo górne.
Powiedział John z niedowierzaniem patrząc na raporty, jego sfrustrowany mózg ciężko przyswajał nowe dane i informacje, może to wina pogody a może nerwów spowodowanych lotem, tak czy inaczej wiedział że teraz źle szukał, więc postanowił się złapać czego innego.
-Co żołnierz robiłby w tym opuszczonym garażu? Jest pierwszą ofiarą to pewne, młody, silny... potrzeba mi jego akta oraz informacje o rodzinie oraz bliskich mieszkających w Detroit, musimy ustalić gdzie był widziany jako ostatni żywy. Krwiak w okolicy nerki oraz siniaki świadczą o walce...może to miała być zwykła napaść, staruszkę okradziono, może nasz morderca się uczy, albo krtanie wyrywa bo się boi...boi się że nam coś powiedzą.
Powiedział zakręcając butelkę i starając się odprężyć... Za ile dolecimy? Bo mam ochotę usiąść i zobaczyć miejsca zbrodni na własne oczy.Twarz Johna przybrała kolor o ton jaśniejszy, co świadczyło ewidentnie o stresie, nawet na miesiąc miodowy jechał samochodem, bo nie zgadzał się na samolot a teraz lata po USA na porządku dziennym...i codziennie przeżywa ten koszmar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CyberWehrWolf




Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Przyszłości

PostWysłany: Pon 21:34, 23 Maj 2011    Temat postu:

Jonathan zamyślił się. Deskorolka z napędem maszynowym mogłaby uczynić świat lepszym miejscem. Rewolucja w transporcie, przestrzeganie zasad ruchu drogowego i BHP, poszanowanie bliźniego... Oczywiście już po tym jak ostatni ludzki egzemplarz wyzionąłby ducha. Dzięki temu zostałyby ruiny, sterty ciał i nastałby światowy pokój. Szkoda, bo ludzie są cudownymi i fascynującymi istotami...

- Krwiak na wysokości nerki jest akurat bardzo prosty do zdiagnozowania - powiedział - nawet najsilniejszy czy najlepiej wyszkolony człowiek po odpowiednio mocnym ciosie w nerkę będzie sparaliżowany bólem. W Siłach Specjalnych uczyli nas tak unieszkodliwiać wartowników. Klient nie ma nawet siły krzyknąć. Ale jest to technika znana każdemu dłużej ćwiczącemu sztuki walki, absolwentowi szkoły ochroniarskiej, akademii policyjnej czy kursantowi samoobrony. Uderzenie jest prewencyjne, dopiero potem napastnik wykonuje kolejne czynności - skręca kark, podrzyna gardło, ogłusza, krępuje... Ofiara może usiłować stawiać opór i dlatego te ślady obrony, ale będzie to próba nieskuteczna, bez ładu i składu. A brak broni na miejscu zbrodni wskazuje na wybór zabójcy. Dostępność nie ma tu żadnego znaczenia, raczej związek emocjonalny.

Odebrał od Johna raporty i przejrzał. Jakoś nie wierzył, że znajdzie w nich coś odkrywczego, przełomowego. No, ale skoro popsuli mu wieczór, to chociaż się przyłoży. Żeby nie było, że po prostu wozi swoje czekoladowe dupsko luksusowym odrzutowcem....

- Można by było ewentualnie spróbować odtworzyć stopień starcia butów ofiary, i zobaczyć ile metrów mogła być ciągnięta, ale to mało miarodajne. Mógł ją nieść na zmianę z wleczeniem, mógł podjechać choćby autem czy wózkiem z jakimiś manelami. A ciągnął ją tylko do kryjówki z miejsca zbrodni. Albo do pojazdu, choćby taczek... Ostatecznie okolica nie jest specjalnie ludna, opuszczony sklep, puste garaże, zamknięte fabryki. Zaraz! A może szkło spowodowało u niego uraz krtani? Wiecie, wypadek, zazdrość zawodowa, okaleczenie... Może w tym kierunku? - spojrzał na Blake'a.

Detroit zbliżało się z każdą chwilą. Teraz wydawało mu się, że jest pełne opuszczonych ruin, miejsc zbrodni i krwawych drani poszukujących satysfakcji w chorych okaleczeniach. I całe wydawało się pokryte zakrwawionym szkłem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maczug




Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się bierze pieniadze?

PostWysłany: Nie 22:51, 29 Maj 2011    Temat postu:

Wątpię, prędzej chce być oryginalny, jest to typ człowieka brutalnego, i dzięki twej błyskotliwej uwadze na pewno odpadają nam Kloszardzi, włóczędzy i inni co nie wiedzą gdzie uderzać.Co zawęża nam poszukiwania z 10 tysięcy do około 8 tysięcy Powiedział John nie doszukując już niczego, Wspominał za to czasy gdy wszystko było proste, żona gotowała obiad, był paskudny ale tym się nie przejmował, teściowie go nie cierpieli ale z wzajemnością,a rodzina nawet wpadała na święta, nawet nadęty brat chirurg od cycków, i bufonowaty braciszek oficer.Wtedy nawet rodzina mu nie przeszkadzała,Miał kochającą żonę i małą córeczkę którzy go kochali a on mimo parszywej pensji sierściucha w narkotykowej dawał radę ich utrzymać.
[b]obudźcie mnie jak dolecimy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Brawl




Dołączył: 05 Maj 2011
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 0:00, 30 Maj 2011    Temat postu:

Bernard

Nadchodzi w życiu taka chwila, na którą czeka się całe życie. Taka która wywraca całe życie do góry nogami, dodatkowo trzepiąc na boki niemiłosiernie. Nie podejrzewałeś takiego obrotu wydarzeń. Może jednak, podświadomie, chciałeś aby pojawiło się to coś, co sprawi że wreszcie będziesz mógł chwycić los w swoje, własne dłonie. To był ten dzień. Nigdy nikomu nie życzyłeś aby dopadł go jakiś psychopata ale to się już zdarzyło, teraz czas na twój ruch. Na lotnisko dojechałeś policyjnym radiowozem, na kolanach trzymając zapieczętowaną teczkę którą otrzymałeś od komendanta całego, miejskiego okręgu. Mogłeś ją otworzyć dopiero w towarzystwie reszty swojego zespołu. Twój kierowca, policjant nazwiskiem Cheng, był azjatą z pochodzenia. Pewnie jak każdy azjata urodził się w Xiaolin i jest spokrewniony z Brucem Lee. Cheng był żylasty, wręcz chudy, na dodatek milczał jak grób. Ciemne, nieruchome oczy obserwowały tylko i wyłącznie drogę nie zwracając uwagi na nic poza nią. Domyślasz się że nawet gdyby policjant był teraz świadkiem napaści, nawet by nie zwolnił. Nie dlatego że miał dowieźć federalnego na lotnisko, tylko dlatego że się bał. Jego apatia była przerażająca. Musiał mieć służbę w dzielnicy gdzie po prostu nie warto było się mieszać bez wsparcia. Radiowóz sunął ku lotnisku. Do lądowania podchodził właśnie srebrny, niewielki samolot.
Przez bramki lotniska przejechaliście bez problemu. Najwyraźniej Cheng miał przy sobie przepustkę z samej góry ponieważ wjechaliście na płytę lotniska.
Policjant wyłączył silnik i splótł ręce na piersi. Nie czułeś chęci rozmowy z apatycznym funkcjonariuszem; był odrzucający w każdym calu. Minuty płynęły w jego obecności wyjątkowo powoli.
Biały odrzutowiec powoli wytracał prędkość aż wreszcie dotknął kołami pasa startowego. Opony pisnęły; wzbiła się dymu i samolot zaczął zwalniać. Nie mając innego obiektu obserwacji, śledziłeś wzrokiem jak maszyna zaczyna kołować. Zjeżdża z szarej wstęgi runway’u i zbliża się w twoim kierunku. Domyśliłeś się że właśnie przyleciała reszta zespołu.
Samolot wreszcie zatrzymał się kilkanaście metrów od radiowozu…

John & Jonathan

Samolot zaczął obniżać lot. Blake nie odzywał się już więcej od momentu w którym pilot nakazał wam zapięcie pasów bezpieczeństwa. Żołądki powędrowały wam nieco wyżej; w miarę jak odrzutowiec zbliżał się do lotniska. Detroit witało was z otwartymi ramionami. Przez okna widzieliście rosnące w oczach kwartały zabudowy oraz szarą siatkę ulic.
Wy zmierzaliście poza obręb miasta, w kierunku lotniska. Zastanawialiście się czy ktoś tam już na was czeka? Czy Detroit jest naprawdę takim złym miejscem? Dlaczego to wam przerwano urlop? Dlaczego niebo jest niebieskie?
Learjet dotknął wreszcie kołami ziemi i już po chwili toczyliście się po pasie startowym. Wasza wielka sprawa zbliżała się szybko. Może nawet zbyt szybko jak na wasze gusta. Wreszcie odrzutowiec się zatrzymał i mogliście odpiąć pasy.
-Na zewnątrz czeka na was trzeci śledczy i radiowóz. – Rzekł Blake, wygładzając garnitur.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maczug




Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się bierze pieniadze?

PostWysłany: Pon 23:13, 30 Maj 2011    Temat postu:

Rozbudzony głosem Blake'a John przetarł oczy, prawdopodobnie uciął sobie drzemkę w czasie lotu, a nawet na pewno bo zaschło mu w ustach i przed oczyma miał murzyna gładzącego garnitur w wielkim kanionie obok kochanej żony. Dopiero po paru sekundach i łykach wody zauważył że to Blake i pokład samolotu a nie jego wspomnienia. Z lekkim żalem ścisnął obrączkę na palcu lewej ręki licząc że usłyszy jej głos. Następnie założył ciemne okulary i przybrał swą typową minę spokojnego i lekko olewającego gliniarza. Broń poprawił przy pasie i na kostce a następnie wziął garnitur i torbę szykując się do wyjścia z samolotu.
-Mam nadzieję że to będzie łatwiejsze, po dostaniu się na miejsce, kogo ja tu znam... Zastanawiał się w drodze na głos schodząc powoli po stopniach, zakładając że Blake zejdzie na płytę przynajmniej na chwilę. Dostrzegłszy radiowóz zaczął się kierować w jego stronę.
Ciekawe gdzie nas ulokują, na ten weekend musiałem odwołać rezerwację w cztero gwiazdkowym Hotelu Malkontencił wiedząc że nikogo to nie obchodzi


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Corvinus
Administrator



Dołączył: 31 Paź 2009
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 8:45, 07 Cze 2011    Temat postu:

Bernard siedząc na tylnym siedzeniu bił się z własnymi myślami. Bardzo chciał się wykazać i opanowywała go ekscytacja na myśl o śledztwie. Epickie pościgi, bohaterskie wystąpienia i zwycięski finish. Za każdym razem nieco się różniące, stawiającego w lepszym świetle, za kazdym razem odganiane ze złościa na samego siebie. Że też może sobie wyobrażać swój tryufm kosztem tragicznie zmarłych...Od kąd wyjechał z Chicago, nawiedzały go przeróżne obrazy przedstawiające tok śledztwa. Kamienie milowe ukazujące jak przestępca rozumuje( upatrue w tym przyjemność, wpada w furię, czuje przymus), narzędzie zbrodni( cały czas kołatał mu się po głowie obsydianowy nóź azteków), wygląd( od murzynów po azjatów, od typowych amerykanów po anorektyczne ghule). W przerwach na trzeźwe myślenie, ganił się za pośpieszne wysuwanie wniosków i zrzymał za brak działania... nic nie zrobił odkąd dostał wiadomość z biura. Tylko spakował się, i posłusznie wyjechał. Na miejscu w Detroit, dostał jedynie teczkę i wyruszył w kolejną podróż, tym razem na lotnisko. Nie mógł obejrzeć dokumentów, miał poczekać na swoich nowych partnerów. Czuł się jak ekskuzywny dostawca, nie jak agent FBI. I znów się ganił za brak opanowania. Na wszystko przyjdzie czas. Na razie zaś przegrywał ze sobą na wszystkich frontach.
By jakoś uspokoić umysł, zmusił się by nie myśleć. Defetyczny azjata tylko brzydził, z drugiej zaś strony dbał o swój tyłek. W samochodzie śmierdziało. Nagrzana maszyna oddawała każdy zapach, który kiedykolwiek wsiąknął w jej tapicerkę, zagnieździł się pod fotelem czy właśnie siedział na fotelu. Wieżowce zmienały się w niższe zabudowania, te ustąpiły gładkim sylwetkom hangarów. Wjechali na lotnisko. Samolot kołował. Bernard wysiadł z radiowozu. Wiało a poły jego czarnego garnituru unosiły się miarowo. Wyjął z kieszeni czarne okulary i włożył na nos. Kapelusz zostawił w wozie. Poprawił krawat i wlepił oczy w teczkę. Ścisnął karton mocniej i zwrócił oczy w kierunku włazu samolotu. Opierając się plecami o drzwi czekał aż z maszyny wyjdą ludzie z którymi miał rozwiązać sprawę. Sprawę co do której snuł tylko domysły.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Corvinus dnia Wto 8:46, 07 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CyberWehrWolf




Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Przyszłości

PostWysłany: Nie 15:30, 19 Cze 2011    Temat postu:


Jonathan poczuł zmianę wysokości maszyny. Zrobił się jakby odrobinę lżejszy. Zapiął pasy bezpieczeństwa, kiedy padł rozkaz pilota. Jednocześnie w głowie rozległ się sygnał alarmowy, prawdziwa syrena - TO JUŻ! Zaraz, z chwilą zatrzymania się kół białego płatowca i opuszczenia schodów przestanie należeć do schludnego, nudnego i przewidywalnego świata foteli i tapicerki, tak, jak rano świat przytulnego mieszkanka i znanych obowiązków porwał ze sobą bezlitosny czas. Nie ma odwrotu. Miał wrażenie, że czas to ruchoma ściana, która nieubłaganie napiera mu na plecy, pchając w kierunku przepaści. Lub drugiej ściany. Usiłował przywołać znane obrazy - singiel Hendrix'a kręcący się w adapterze. Niski stół w pokoju. Szeroki parapet strzelnicy z leżącą bronią osobistą. Fotografia z domu. Ale wszystkie te widoki były matowe, jakby czas niósł ze sobą piasek, ścierający kontury i kolory. Przypomniał sobie, że kiedyś, będąc na plaży - miał jakiś urlop czy coś - znalazł kawałeczek szkła z rozbitej butelki. Morze tak długo pracowało piaskiem i falą przyboju, iż okruch bardziej przypominał kolorowy, mięciutki w dotyku, nagrzany kamyk, niż drzazgę, którą łatwo można się skaleczyć. Moment, wsadził go potem do spodni, a potem, przed praniem przełożył do innych... a potem... Sięgnął do kieszeni płaszcza. Koła dotknęły pasa, kiedy palce Jonathana zacisnęły się na gładkim, niemal przepraszającym kształcie. Jest! W mieście Obciętych Palców, Wyrwanych Krtani i Spuszczonej Krwi, brukowanym Tłuczonym Szkłem jest jeden, specjalny kawałeczek, niegroźny i znajomy. Obłaskawiony. Tak, jak ludzie dotykają posążków bóstw czy szczęśliwych przedmiotów i wycierają je dotykiem, gładzą, tak morze przebłagało szkło i cierpliwie je udomowiło. Może tak samo jest i z ludźmi? Dotykamy ich, gładzimy i obłaskawiamy, dla wygody i bezpieczeństwa. Jednak kiedy pękają, powstają kolejne ostre krawędzie. Czy ludzie się zrastają? Szkło nie. A Kolorowy Kamyk, na którym zaciskał dłoń milczał. Może nie znał odpowiedzi? A może nie chciał dodawać mu zmartwień...

Koła stanęły.

Jonathan ścisnął Kamyk na "do widzenia" i rozpiął pasy. Wstał za O'Conorem ze swojego miejsca, poprawił płaszcz i wziął do ręki walizkę. Kiedy dotarł na schodki światło na moment go poraziło. Odwykł. Schodząc za partnerem, czuł tylko pustkę, w której zawieszony był ciężar znajomego Kamyka. I może coś jeszcze. Ciężar walizki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rpgzastep.fora.pl Strona Główna -> RPG i inne / Sesje / PBF RPG Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin